poniedziałek, 24 listopada 2014

Marion Łamaga

UWAGA! SPOILERY! 

Marion Łamaga
(Myśliwi.E)
Miasto Irina City
Profesja Członek kabaretu
Debiut Tajemniczy lider Zespołu Witamina C
Wiek ok.30
Krewni Nieznani
Osiągnięcia Nieznane
Wzór Three Punks

Charakterystyka Marion
Marion należy do formacji kabaretowej Myśliwi.E. Jest wrogo nastawiony do aktorów z Kawy. Wyzywa na pojedynek Alissę, ale bardzo szybko przegrywa.

 Pokemony
 - które ma przy sobie
Ekulf Bardzo słaby pokemon

piątek, 21 listopada 2014

Rozdział 54: Najlepsza siódemka turnieju Jhnelle

Josh Allen opuścił arenę walki przy owacjach i okrzykach będących podziękowaniem dla niego lub dla jego rywala. Zwolnił kroku dopiero wchodząc do szatni. Zająwszy miejsce na drewnianej ławce pod ścianą uświadomił sobie, że nawet nie pogratulował Freddy'emu wygranej. W drzwiach pojawił się Kyle Daniels.
- Dobry mecz. Gratuluję ewolucji - dodał pośpiesznie. - Crabdart to teraz... Crabtong, o ile się nie mylę?
Allen zignorował słowa przyjaciela.
- Tak bardzo się starałem... - mruknął Josh.
- To dobrze - odparł delikatnie, nie wiedząc co mógłby powiedzieć w takiej chwili. Nieco śmielej przeszedł przez pomieszczenie i zajął miejsce na ławce obok Josha.
- Co ja powiem Carrie?
- Zrobiłeś wszystko.
- To nie może dziać się naprawdę - kręcił głową. - Możesz mnie zostawić samego? Chciałbym... - jąkał się. - Chciałbym przemyśleć jakie błędy popełniłem.
- Jasne - odparł, wstając z miejsca. - Na zewnątrz czeka twój tata - dodał. - Mieliście iść zobaczyć się z mamą i siostrą - przekazał.
- Powiedz mu, że spotkamy się na miejscu - oznajmił zmęczonym głosem.
- W porządku - skinął głową. Wychodząc Kyle raz jeszcze zatrzymał się w progu i powiedział:
- Wiem, że to zaleci hipokryzją, ale to tylko turniej... - ugryzł się w język. - Może za wcześnie na takie deklaracje, ale... - podjął nowy wątek. - Jeśli uda mi się wygrać, to nagrodę oddam tobie.
Josh zaczął przepakowywać swoje pokemony do plecaka. Wyglądało na to, że puścił zapewnienia Kyle'a mimo uszu.
- Do zobaczenia potem - pożegnał się Daniels.
***

Nazajutrz rano rozpoczęły się kolejne rundy półfinałowe. Większość z meczy była łatwa do przewidzenia. Nikogo nie zdziwiło, że Falcon Kyle'a Danielsa bez problemu pokonał roślinnego Onionleafa, ani też to, że jeden atak Mentaliona należącego do lidera z Black Moon Island wystarczył do zwyciężenia poke-ducha. Trenerzy zdobywali sympatię widowni dzięki pokemonom, umiejętnościom, ciekawej strategii, a czasami innym "niezbędnym atrybutom" jak chociażby wygląd. Kobiety głośniej biły brawa trenerom, zaś mężczyźni o wiele chętniej kibicowali dziewczynom, które były w zdecydowanej mniejszości. Niespodzianką w tym roku okazał się fakt, że do finałowej siódemki zakwalifikowały się, aż dwie kobiety. Dwudziestotrzyletnia Crystine oraz siedemnastoletnia Alissa Christeensen. Pozostałe pięć miejsc zajęli panowie: Kyle, Robin McIntyre, Freddy, Travis pochodzący z Ortario City oraz Neil, który przybył do Jhnelle z małego Gilroy Town położonego w regionie Liyah. Ostatnie miejsce przeznaczone było do zawodnika wylosowanego spośród trenerów wyeliminowanych w półfinałowej rundzie. Tak więc grupę finalistów zamknął dziesięcioletni chłopiec o dziwnie majonezowatym nazwisku, Aston Mayonnaise, który wcześniej poległ, używając filigranowego Biriego w pojedynku z kamiennym Hardishem.
Około południa Kyle i Alissa weszli do sali konferencyjnej. W ogromnym pomieszczeniu znajdował się okrągły stół, a wokół niego dwadzieścia krzeseł w ozdobnych pokrowcach. W sali konferencyjnej spotykali się zwykle organizatorzy zawodów lub elita. Dziś jednak sześć miejsc zajętych było przez finalistów turnieju. W centrum uwagi trenerów był młody mężczyzna ubrany w drogi garnitur. Kyle szybko przebiegł wzrokiem po twarzach zgromadzonych. Rozpoznał wszystkich. Wcześniej próbował przewidzieć, kto dotrze do rozgrywek finałowych. Był przekonany, że znajdą się tam McIntyre, Freddy oraz Neil. Zaskoczeniem był brak Josha. Eliminacja Allena pokazała, że nie ma niczego bardziej niewiadomego jak turniej Jhnelle. Najlepsze z ich trójki odpadło jako pierwsze.
- Kyle! Alissa! - zawołał ich elegancki mężczyzna.
Elegant na co dzień zajmował się rozplanowaniem walk. Do jego obowiązków należał wybór stadionów, kolejność walczących ze sobą trenerów oraz losowanie grup.
Christeensen pociągnęła swojego towarzysza za rękę na miejsce obok Crystine, która najwyraźniej zajmowała im krzesła obok siebie.
- Po co nas zebrano? - wyszeptał Kyle.
- Chcą rozlosować pary - wyjaśniła Alissa.
Prowadzący spotkanie niedbale rzucił na stół biały woreczek.
- W środku są kamienie: dwa białe, dwa czarne, dwa purpurowe i dwa żółte. Każde z was wylosuje jeden kamyk. Kolor oznacza stadion oraz pierwszego przeciwnika. Zaczynajmy - ogłosił uroczyście.
Trenerzy po kolei podawali sobie woreczek, wyciągając z niego po jednym kamieniu. Kyle Daniels sięgnął po ostatni, po czym odrzucił woreczek na bok.
- Co oznacza, że jak mam biały?! - wydarł się Ashton.
Kyle spojrzał na swoją dłoń i przewrócił oczyma na widok białego kamienia. Ashton był jego pierwszym przeciwnikiem.
- Kto jeszcze ma biały? - spytał elegant z wyrazem twarzy tak poważnym, jakby pytał co najmniej o koniec świata.
Kyle niechętnie podniósł rękę.
- Ja.
- Ashton i Kyle walczycie na stadionie południowym.
Alissa położyła na stole przed sobą kamień purpurowy.
- Alissa i Travis walczą na arenie zachodniej - ogłosił, zapisując w swoich notatkach kolejną parę zawodników.
Robin McIntyre z pewnym siebie uśmiechem rzucił żółty kamyk tuż przed Freddy'ego.
- Zapowiada się rozrywkowa pierwsza runda - powiedział z udawaną życzliwością McIntyre.
- Freddy i Robin. Stadion wschodni - prowadzący poinformował zgromadzonych.
Były regulator liczył, że do pojedynku pomiędzy nim, a liderem psychicznych pokemonów dojdzie dopiero za kilka dni. Jednak złośliwy los chciał, aby ich konfrontacja nastąpiła już w pierwszej rundzie finałowych zmagań. Wielu fanów turnieju Jhnelle obstawiało, że Robin i Freddy zmierzą się dopiero w wielkim finale jako dwaj najlepsi technicznie trenerzy, co widać było gołym okiem. W spekulacjach o tym, kto zawalczy o trzeciej miejsce, najczęściej wymieniano imiona Kyle'a i Neila. Pierwszy stał się faworytem dzięki ojcu. Większość obserwatorów uważała, że Kyle musi być równie silny jak lider z Boheme City. Drugi z kandydatów dysponował pokemonami, których nie można spotkać w regionie Jhnelle i dlatego też uważany był za silnego trenera, a przynajmniej za takiego, który sprawi niespodzianki konkurentom. Za silniejszą, a także ładniejszą z finalistek uważano Alissę Christeensen. Dziesięcioletniego Ashtona o dziwnie majonezowatym nazwisku nikt nie brał pod uwagę jako tryumfatora turnieju. Osoba, która otrzymała dziką kartę wygrała turniej tylko raz i to ponad piętnaście lat temu.
- To kiedy rozpoczną się walki? - spytał Travis.
Elegant westchnął, jakby namyślając się.
- Jutro w samo południe. Wszystkie cztery walki rozegrają się w tym samym czasie, aby żadne z was nie miało pojęcia z kim będzie rywalizowało w dalszej części zwodów - wyjaśnił.
 ***

Kyle nie miał trudnego zadania. Jego przeciwnik po prostu przegrał. Po walce Daniels zastanawiał, jak ważne jest szczęście. Josh trafił na Freddy'ego, eksregulator miał stoczyć walkę z największym zagrożeniem turnieju, McIntyre. On zaś awansował do "czwórki" po walce z dziesięciolatkiem, który myślał, że Tesla, którą wykorzystuje się do pracy w centrach pokemon potrafi wykonać ognisty atak. Nikogo nie zaskoczyło, że Kyle wygrał trzy pojedynki z nierozgarniętym Ashtonem. Jednak największe owacje zebrał zwycięzca pojedynku na arenie zachodniej. Alissa Christeensen zdobyła sympatię widowni po zwycięstwie nad Travisem i jego kamiennym składem. Nie było to trudne z pomocą Prequela i Friday'a, ale widzowie docenili przede wszystkim dobry kontakt trenerki z jej pokemonami.
Najtrudniejsze zadanie stało przed Freddym. Jego przeciwnikiem był najlepszy zawodnik występujący w tym roku w lidze. Nastolatek doskonale znał skład lidera z Black Moon Island, ataki jego pokemonów, a także możliwą strategię. Mimo to nie potrafił podejść do pojedynku ze spokojem, jak robił to wcześniej. Najważniejszą rzeczą było nie lekceważyć Robina. Nie mógł pozwolić sobie na zbyt długą walkę i wielokrotną wymianę ciosów. Jedynym sposobem na pokonanie McIntyre było szybkie zwycięstwo przez nokaut.
Słysząc swoje imię, ruszył długim korytarzem w stronę wyjścia na arenę. Naprzeciw niego stał lider z Black Moon Island. W tamtym momencie Freddy myślał tylko o szybkim ataku i wykończeniu pierwszej rundy. Jeśli na początku zdobędzie przewagę to uda mu się pokonać przeciwnika.
- Zaczynajcie! - ogłosił sędzia.
- Dreammaster, wybieram cię! - bez zastanowienia posłał do walki pierwszego pokemona.
Szmaciana lalka pojawiła się na arenie w gotowości oczekując na polecenia swojego trenera.
- Musisz być naprawdę przerażony skoro od razu używasz swojego najlepszego pokemona - pokręcił głową Robin, po tych słowach sięgnął po pokeball. - Etami.
Z wnętrza wyłonił się granatowy cylinder ze znakiem zapytania na środku. Po chwili z kapelusza wyłoniły się długie uszy, a zaraz za nimi rudy, puchaty łepek. Z cylindra wygramolił się królik, na którego widok publiczność zaczęła klaskać.
- Pomyślałem, że skoro chcesz mieć jakiekolwiek szanse na pokonanie mnie, to najsprawiedliwiej będzie, jeśli przeciwko twojemu najsilniejszemu pokemonowi poślę mojego najsłabszego - oświadczył McIntyre.
Jego słowa podziałały na Freddy'ego jak płachta na byka. Z jednej strony ucieszył się, bo planował od początku atakować ze wszystkich sił. Z drugiej jednak pod wpływem złości łatwiej o popełnienie błędu.
- Dreammaster, koszmary.
Kukiełka utworzyła w łapie czarną kulę, a następnie rzuciła ją w Etamiego. Puchaty pokemon wskoczył do kapelusza niczym do króliczej nory. Pod wpływem ataku cylinder poturlał się na sam koniec boiska. Zatrzymał się dopiero przed samą linią wyznaczającą granice pola walki.
- Za słabo - wyszeptał Freddy.
Gdyby Etami znalazł się za liną, Dreammaster wygrałby pierwszą rundę. Nakrycie głowy przekręciło się w stronę przeciwnika. Ze środka niczym z armaty wystrzelił Etami. Zajączek wpadł prosto w łapę mrocznego pokemona, który nim cisnął w ziemię. Maluch, zwinnie jak piłka, odbił się od podłogi, podskakując na wysokość wzroku wroga.
- Chytre spojrzenie - nakazał McIntyre.
Etami wykonał ruch, osłabiając tym samym obronę podopiecznego Freddy'ego.
- Teraz użyj psycho-fali - kontynuował ze spokojem lider.
Etami uderzył Dreammastera swoim najsilniejszym psychicznym atakiem. Kukiełka wydała z siebie chrząkliwy odgłos i znokautowana upadła na ziemię.
- Dreammaster niezdolny do walki! - ogłosił pośpiesznie sędzia. - Pierwszą rundę wygrywa Robin!
Freddy nerwowo zagryzł wargi. Inaczej wyobrażał sobie przebieg pierwszej rundy. Liczył się z możliwością przegranej, ale miał nadzieję, że Robinowi nie pójdzie z nim, aż tak łatwo.
Trenerzy zmienili pokemony. McIntyre użył Mentaliona, zaś Freddy wybrał "latające oko", Apeltale.
- Śmiało, zaczynaj - pokiwał głową pewny swojego zwycięstwa lider.
- Nie wygram, ale mogę zrobić wszystko, abyś ty także nie wygrał - stwierdził, następnie spoglądając na pokemona. - Apeltale, użyj klątwy.
Pokemon zaczął wypuszczać z oka granatowe światła, które tańcząc wokoło niego uformowały dwa pierścienie.
- Poświęcę drugiego pokemona, ale za to twój Mentalion nie będzie zdolny do walki i tym samym runda zakończy się remisem.
W końcu energia otaczająca Apeltale uderzyła w niego, odbierając mu całą siłę, a tym samym eliminując go z pojedynku. Taki sam los spotkał pokemona McIntyre.
- Tak... Bardzo ładnie - przewrócił oczyma Robin. - To wcale nie poprawiło twojej sytuacji. Nadal przegrywasz. Po tym występie możesz co najwyżej doprowadzić do remisu - stwierdził, zdenerwowany taktyką Freddy'ego.
Bardzo nie lubił, gdy ktoś używał w pojedynkach tego typu sztuczek. Wszelkiego rodzaju ataki z efektami lub odwołaniami drażniły go. Robin wierzył, że strategia przeciwnika, a także jego przygotowanie do walki świadczą o szacunku do drugiego trenera. Im bardziej rozbudowana, agresywna lub zaskakująca była strategia, tym większy respekt czuł przed nim rywal.
- Remis - ogłosił sędzia.
Freddy wiedział, że nie uda mu się wygrać. Jeśli nawet pokona Robina w trzeciej rundzie to doprowadzi do do remisu i potrzeby rozegrania dogrywki. On zaś posiadał jedynie trzy pokemony. Z czego dwa były wycieńczone po walce.
- Trzecia runda - zawołał sędzia.
Robin sięgnął po ostatni pokeball na chybił trafił. Na arenie walki pojawił się jego najstarszy pokemon, Remake. Był z nim od początku i pomimo sędziwego wieku, wiedział, że może liczyć na wodnego startera jak na żadnego innego pokemona w swojej drużynie.
Nastolatek nie wybrał kolejnego pokemona. Z grobową miną uniósł lewą rękę do góry, co oznaczało rezygnację. Przez widownię przebiegły szepty ogłupionej gestem publiczności.
- Freddy rezygnuje z walki! - wydarł się sędzia. - Stosunkiem jednej wygranej walki. W szóstej rundzie turnieju Jhnelle odpada Freddy!
Chłopak jedynie się uśmiechnął i zszedł z areny, zostawiając na niej tryumfatora pojedynku. Natychmiast po pojedynku do Robina podbiegł sędzia.
- Znamy już zwycięzców z pozostałych trzech stadionów. Już jutro wieczorem w rundzie siódmej zmierzą się ze sobą Neil i Robin oraz Kyle i Alissa - powiedział do mikrofonu.
- Czyli z synem Henry'ego najprawdopodobniej zmierzę się w rundzie finałowej - powiedział do siebie.
***

- Słyszałeś?! - zawołała Alissa, wieszając się Kyle'owi na ramieniu. - Będziemy się pojedynkować jutro.
- Dowiedziałem się dopiero przed chwilą - odparł, próbując zachować powagę. - Wreszcie! - dodał z uśmiechem, nie mogąc się powstrzymać.
- Nasi finaliści! - zapiszczała dziewczyna w tłumie.
Po chwili zza ściany ludzi wyłoniła się Kia.
- Kia? Co ty tu robisz? - zdziwił się widokiem mulatki.
- No jak to co? Moja dwójka przyjaciół dociera do wielkiego finału i ma mnie przy tym nie być? - spytała, przytulając obydwoje. - Przy okazji nie mówiłam wam, ale moim wielkim marzeniem jest wycieczka dookoła świata, a więc jak jedno z was wygra...
- To może zostać akcjonariuszem w mojej firmie produkującej kostki do gry - dokończył chłopak.
- Charlie i tu tutaj? - uśmiechnął się Daniels.
- Gnom... znaczy Jimmy nas tutaj ściągnął - oznajmił Stacey.
Po chwili do grupy dołączył Jimmy Danniels. Obok chłopca śmiało kroczył Pierot.
- Jim! Oszalałeś?! Po co przyprowadzasz ze sobą Pierota? - warknął na niego Kyle.
- Pierot mnie lubi i chciał przyjść ze mną - oświadczył, chcąc zaznaczyć wszem i wobec, że legendarny pokemon najbardziej lubi właśnie jego.
Bożek szczęścia lubił miłego chłopczyka, ale bardziej niż do niego przywiązał się do Alissy, którą kojarzył z uwolnieniem go z łap Poplara. Starszy brat pokręcił jedynie głową, jakby chcąc dać siedmiolatkowi do zrozumienia, że nie obchodzi go, kogo woli Pierot.
- Finałowa czwórka jest wielka - przyznał Kyle. - Najpierw pojedynek z Alissą, a potem z Robinem...
- Przepraszam bardzo - weszła mu w słowo Kia. - Dlaczego z góry zakładasz, że wygrasz z Alissą?
- Wszyscy wiemy, że z "dwójki twoich rywali" - określiła w ten sposób Allena i Christeensen - to Josh jest tym silniejszym, ale to nie znaczy, że Alissa jest słabsza od ciebie.
- Teraz to brzmi, jakbym to ja był najsłabszy - stwierdził Daniels.
- I to ma sens - powiedział z pełną powagą Charlie.
- Dzięki! Wiedziałem, że mogę liczyć na ciebie - przyznał z wymuszonym uśmiechem.
 ***

- Od tytułu mistrza dzielą mnie tylko dwie walki - westchnął Robin, wchodząc do swojego pokoju.
Nie zwracając uwagi na siedzącego przy biurku naukowca, podszedł do ogromnej szafy i wyciągnął z niej ulubioną, błękitną koszulę. Miał taki zwyczaj, że przebierał się po każdej walce.
- Po wczorajszym pojedynku wreszcie zmierzę się z jednym z uczniów Dennisa - powiedział, jakby rozparty dumą.
- Przysparzasz mi samych zmartwień - stwierdził Cornelius.
- Ja? O co ci znowu chodzi?
- Chyba zapomniałeś o naszym celu. Zamiast myśleć o tym jak odzyskać Pierota i złapać Underpierota, swój czas i siły inwestujesz w potyczki z kiepskimi trenerami.
- Nie takimi kiepskimi - nie dał się sprowokować - Dennis wybrał bardzo dobrą trójkę.
- Dennis to głupiec - skomentował krótko.
- Mówisz o swoim dawnym uczniu - przypomniał mu.
- To co?
- W zasadzie nic - wzruszył ramionami.
- Powiedz mi lepiej, które z nich jest większym zagrożeniem.
- W jakim sensie?
- Pytam oto, które z dwójki podopiecznych Hardinga jest silniejsze - sprecyzował. - Z którym mógłbyś mieć większe kłopoty?
- Nie wiem... Myślałem, że Kyle, ale Alissa wydaje się być silniejsza z każdą następną walką - przyznał spoglądając w lustro. - Nie wiem... Załóżmy, że Kyle jest lepszy.
- A więc pozbędę się Kyle'a.
- Co znaczy: "pozbędziesz się"? - spojrzał na niego zdenerwowany lider.
- Zaufaj mi. Wiem co robię.
- Nie wątpię. Ty zawsze wiesz co robisz - stwierdził złośliwie. - Nikogo nie masz się pozbywać.
- Dzieci to nasz największy wróg - oświadczył obrażony. - Całe życie komplikują nam plany. Pchają się, gdzie nie trzeba. Są dwulicowe i obłudne, ukrywając za swoimi niewinnymi buziami swoje zamiary - denerwował się. - Nie dopuszczę do tego, aby jakieś dziecko po raz trzeci zniszczyło nasze plany.
Robin spojrzał na profesora ze złością. Na szczęście szybko ją stłumił i odpowiedział:
- Nie rozumiem twoich obaw i nie pozwolę, aby synowi Henry'ego stała się jakakolwiek krzywda. Wtedy możesz być pewien, że osobiście się tobą zajmę.
- Chyba nie myślisz, że mógłbym go skrzywdzić? - odrzekł zbulwersowany. - Nie potrafiłbym podnieść ręki na człowieka...
- To dobrze. Zaraz zaczynam walkę z tym całym Neilem. Życz mi powodzenia - mruknął, wychodząc z pomieszczenia.
Gdy drzwi się zamknęły. Poplar wstał z miejsca i przeszedł się do lustra, w którym ujrzał swoje odbicie.
- Powodzenie nie jest ci potrzebne. W tym turnieju nie ma lepszych od ciebie. Nie musisz się obawiać... Nie mógłbym podnieść ręki na Kyle'a. Wystarczy przekonać kogoś innego, aby mnie w tym wyręczył.
 ***

Carrie odłożyła ostatnią parę kart na kupkę i uradowana zawołała:
- Wygrałam!
Josh odłożył ostatnią kartę i uśmiechnął się do dziewczynki siedzącej w szpitalnym łóżku.
- Nie gram z tobą więcej. Kantujesz.
- Nie kan... kantuje!
- Śmieję się z ciebie - szturchnął ją.
- Szkoda, że nie wygrałeś tego turnieju - stwierdziła spoglądając na telewizor, w którym pokazywano skróty dzisiejszych walk. - Moglibyśmy pojechać na jakieś wakacje.
- Też żałuję - westchnął. - Muszę już iść, ale zaraz przyjdą rodzice.
- Nie idź - zaskomlała.
- Wpadnę jutro z samego rana - oświadczył. - Obiecałem Kyle'owi i Alissie, że będę na widowni podczas ich walki. Do jutra - pożegnał się, a przed wyjściem z pokoju ucałował siostrę w czoło.
Na szpitalnym korytarzu nie było prawie nikogo. Wszyscy pacjenci zaabsorbowani dalszymi rozgrywkami turniejowymi siedzieli zgromadzeni przed telewizorem w świetlicy bądź pokojach. Josh usiadł w poczekalni i westchnął głośno.
- Ciężka dola starszego brata, który musi przejąć obowiązki głowy rodziny - usłyszał. - Brzmi przesadnie dramatycznie.
Nastolatek podniósł głowę i ujrzał przed sobą chudego starca w długim, ciemnym płaszczu.
- Profesor Cornelius Poplar - przedstawił się, siadając na krześle obok Allena.
Chłopak na powrót skierował wzrok w ziemię.
- Josh, prawda?
Cisza. Allen nie miał zamiaru rozmawiać z naukowcem.
- Oglądałem wszystkie twoje walki w turnieju. Odpadłeś niezasłużenie - stwierdził.
- Czego pan chce? - podniósł głowę, rozzłoszczony komentarzami Poplara.
- Mogę pomóc twojej siostrze - odparł wypuszczając z ust smugę kwaśnego dymu, która od razu wywołała grymas na twarzy Josha.
- Jak?
- Co robisz, jeśli jakieś lekarstwo jest poza twoim zasięgiem? - rzucił pytanie, aby natychmiast odpowiedzieć. - Szukasz zamienników. Połączona krew boga szczęścia i nieszczęścia daje życie. W tym momencie jest to jedyne lekarstwo, które może jej pomóc. Musiałbyś tylko sprowadzić Pierota. - Nie - odmówił.
- Zastanów się. Krew Pierota i Underpierota naprawdę działa.
- Widziałem Ralphiego - mruknął. - Nie musi pan mnie przekonywać, że działa.
- Ralphie to nieudany eksperyment. Jestem przekonany, że nektar lepiej zadziała na żywym organizmie.
- Odpowiedź brzmi nie.
- Odmówisz leku Carrie? - zdziwił się. - A może liczysz, że Kyle, albo Alissa oddadzą ci nagrodę? Too byłby szlachetny gest z ich strony, ale jest jeden problem - oznajmił. - Najpierw musieliby pokonać Robina, a to już nie jest takie proste.
- Dlaczego panu tak na nim zależy?
Cornelius zmarszczył brwi.
- Chciałbym wykorzystać to, co ma najcenniejsze.
- To czemu pan go sam nie zdobędzie?
- Bo nie wiem, gdzie go ukrywacie - odparł z pewnego rodzaju rozbawieniem. - A teraz poważnie... - mruknął, zmieniając ton głosu. - Pomożesz mi, czy nie?
- A... A to lekarstwo - wymruczał. - Na pewno potrafi pan przygotować?
- Rozumiem, że to znaczy tak - powiedział z uśmiechem.
***

 Kyle spojrzał na zegarek w szatni. Wskazówki przesuwały się bardzo wolno. Większa nadal była na ósemce, a krótsza i grubsza zmierzała w stronę siódemki. Do jego walki z Alissą zostało około dwudziestu minut. Na stole przed nim leżały trzy pokemony, których miał zamiar użyć do walki z Christeensen. Wiedząc, że dziewczyna ma w swojej drużynie, aż dwa wodne pokemony postanowił posłużyć się Kolim. Do drugiego pojedynku potrzebował latającego typu, który mógłby sprostać latającym pokemonom przeciwniczki, a także stanowić czoła roślinnemu typowi. Ostatni wybór padł na Rhythmoxa.
Do opustoszałej szatni wszedł Cornelius Poplar.
- Dzień dobry. Nie przeszkadzam?
Kyle wstał z wrażenia.
- Słucham? - mruknął zaniepokojony obecnością profesora.
- Chciałem ci pogratulować wysokiej pozycji w turnieju. Już jesteś lepszy od Henry'ego.
- Dziękuję - odparł ostrożnie.
- A ty mi nie pogratulujesz?
- Czego?
- Zdobycia Pierota - odpowiedział krótko.
- Pierot jest z nami - przypomniał mu.
- Już niedługo. Przekonałem Josha, aby przyprowadził boga szczęścia do mnie.
- Zwykłe kłamstwo. Niby dlaczego miałby panu pomagać?
- Nazwijmy to przysługą. On pomaga mi, a ja postaram się pomóc jego siostrze - zaznaczył słowo "postaram". - W tej chwili Josh zmierza do miejsca, w którym ukrywacie przede mną Pierota.
- I ostrzega mnie pan przed tym? - kręcił głową z niedowierzaniem.
- Bystry jesteś - stwierdził Poplar. - To się nazywa podwójna korzyść. Za jakieś piętnaście minut zacznie się twoja walka. Możesz wyjść na stadion, stoczyć walkę i być może wygrać, albo spróbować powstrzymać Josha.
Kyle nie czekał. Wybiegł z szatni i popędził korytarzem w stronę wyjścia z budynku.
- Arise, wybieram cię!
Na ulicy pojawił się ognisty pokemon pies uważający się za kaczora z regionu Kanto. Bernardyn spojrzał na swojego trenera z uwagą. Daniels bez słowa wskoczył na grzbiet swego podopiecznego i ścisnął rękoma grubą sierść na szyi.
- Musisz mnie zabrać do naszego hotelu. Jak najszybciej! - wydał polecenie.
Zdziwiony pokemon zaczął spokojnie maszerować poprzez tłum na ulicy.
- Szybciej! - pogonił go trener.
- Arisa! Ari - zaczął polemizować. - Arissa! Arrrr...
Arise nigdy nie służył Kyle'owi jako środek lokomocji. Dlatego też w obawie przed późniejszą migreną wywołaną przeciągiem spowodowanym szybkością, pies wolał podróżować spacerkiem.
- Wielkie dzięki! - mruknął Kyle, zamykając pokemona w pokeballu.
Nie tracąc więcej czasu, zaczął biec ulicą w stronę motelu, gdzie byli jedynie Diana, Jim i Pierot.
 ***

Josh siedział na krawężniku naprzeciwko hotelu. Wzrok chłopaka utkwił w oknie na piętrze. W prawej ręce trzymał pokeball, który jak piłkę toczył po ulicy.
- Josh! Nie rób tego! - rozległo się.
Zasapany Kyle resztkami sił dobiegł do Allena i usiadł na krawężniku tuż obok niego.
- Nie mo... - mówił, łapiąc oddech. - Nie możesz... zabrać...
- Nie mam zamiaru - stwierdził.
- Co? - ryknął rozczarowany Daniels. - To ja biegnę przez połowę miasta, a ty nawet nie przeszedłeś na stronę zła? Znaczy to dobrze, że nie przeszedłeś.
- Chciałem dowiedzieć się czegoś o zamiarach profesora. Nie ufam mu. Z nim jest coś nie tak - wyraził się niejasno.
- Każdy to wie. Problem w tym, że nikt z nas nie ma pojęcia co planuje.
- Przy okazji planów. Czy ty za moment nie rozpoczynasz pojedynku z Alissą? - zwrócił mu uwagę Josh.
- Zaczynam - przyznał, wstając z miejsca. - Falcon zabierze mnie... Cholera! Zostawiłem pokemony w szatni. Zdyskwalifikują mnie.
Josh wstał z krawężnika i otrzepał spodnie. Ze spokojem spojrzał na zegarek.
- Masz jeszcze pięć minut.
- To spoko! - syknął zdenerwowany. - Mogę jeszcze z cztery minuty postać tutaj.
- Mój Birijoku zabierze cię na stadion - uspokoił go Allen.
- Dzięki - odetchnął z ulgą.
Josh uśmiechnął się. Nie myślał już o turnieju i szansie jaka przepadła wraz z nim. Skoro nie było mu dane znaleźć się w najlepszej siódemce turnieju Jhnelle to musiał szukać pomocy gdzie indziej, ale wiedział, że w końcu znajdzie sposób, aby dotrzymać obietnicy złożonej siostrze.
________________
 Dex: 40

czwartek, 20 listopada 2014

Milo

UWAGA! SPOILERY! 

Milo
Miasto Novan City
Profesja Policjant
Debiut Mikalah i cebule na drzewie
Wiek ok.30
Krewni Nieznani
Osiągnięcia Nieznane
Wzór Wobbuffet Festival Crasher

Charakterystyka Milo
Policjant z Novan City. Jeden z podwładnych pani Finnie. Wraz z dwójką innych policjantów ma za zadanie złapaćopiekunów miast. Po raz pierwszy spotyka Matta, Sandrę i Cathrine w Darea Town, gdzie próbuje złapać Deuce. Ponownie spotyka bohaterów w Mroźnym Świecie, gdzie udaje mu się przebudzić Disturba. P4rawdopodobnie zginął podczas ataku Dreada wraz z Rachelą Finnie.

 Pokemony
 - które ma przy sobie
Sleekon Pokemon wystawiony do walki z Sandrą.