piątek, 9 stycznia 2015

Rozdział 55: Szara smuga pamięci

Podczas sezonów ligowych na arenach walk w Dayvillage zwykle unosiła się aura ekscytacji i energii. Kibice żywo reagowali na przebieg walk. Bili brawa, krzyczeli i wymachiwali kolorowymi transparentami. Nie inaczej miało być podczas walk mających wyłonić finałową dwójkę. Najlepszą parę zawodników z całego turnieju. Walka Robina z Neilem dostarczyła wielu emocji. Chociaż i tak większość nie zdziwiła się wynikiem pojedynku. Pan McIntyre wygrał dwie na trzy walki i tym samym został pierwszym finalistom. Druga walka miała rozegrać się pomiędzy dwójką absolwentów Akademii Pokemon. Jednak z zamiast rosnących emocji, wzmagało zniecierpliwienie. Walka na stadionie południowym powinna trwać od jakichś dziesięciu minut. Powodem opóźnienia była nieobecność jednego z trenerów. Sędzia po raz kolejny westchnął głęboko, spoglądając na swój zegarek.
- Dawno powinniście zacząć drugą rundę - powiedział, zwracając się w stronę dziewczyny.
- Coś musiało się stać. Zaczekajmy jeszcze pięć minut - poprosiła Alissa.
Sędzia zgromił dziewczynę spojrzeniem, ale nic nie odpowiedział. Z lekkimi obawami przeleciał wzrokiem po trybunach, jakby oczekując decyzji ze strony widowni, która z każdą chwilą wydawała się być bardziej zdenerwowana przedłużającym się czasem oczekiwania.
- Gdzie jest Kyle? - pytała Rose.
Siedzący obok niej Henry tylko kręcił głową. Nie chciał, aby po tylu trudach jego syn został zdyskwalifikowany poprzez niestawienie się na walkę, która zagwarantuje mu udział w finale.
Kia, Freddy i Charlie w milczeniu spoglądali na drzwi areny w nadziei, że zaraz pojawi się w nich Kyle.
- Na pewno zaraz się zjawi - stwierdził Harding.
- Jesteśmy! - zawołał Josh, dosiadając się do grupki. - Mieliśmy małe kłopoty z dotarciem, ale już jest w porządku - uspokoił rodziców trenera.
- Mówisz o sobie i Kyle'u? - wolał się upewnić Charlie.
Allen skinął głową.
- To gdzie on jest? - zapytał pan Daniels.
- Musiał cofnąć się do szatni po swoje pokemony...
Nim zdążył dokończyć zdanie na arenę wybiegł syn Betty i Henry'ego. Widownia ożywiła się, witając trenera oklaskami i wrzaskami. Kyle zajął miejsce naprzeciwko Alissy i lekko ukłonił się, jakby przepraszając za swoje spóźnienie przeciwniczkę i prowadzącego mecz.
- Więcej razy nie będę czekał - burknął sędzia. - Następnym razem zdyskwalifikuję cię! - pogroził.
- Przepraszam - wymamrotał zakłopotany.
- Co się stało? - spytała Alissa.
- Długa historia - machnął ręką. - Opowiem ci po walce.
- Dobra. Powodzenia - odparła z uśmiechem.
- Runda pierwsza! - zawołał sędzia.
Alissa szybkim ruchem sięgnęła po pierwszy pokeball. Bez słowa wyrzuciła go w powietrze. Kula zakręciła się nad głowami trenerów, po czym uderzyła w ziemię wypuszczając ze środka jasne światło. W tym samym momencie Kyle wybrał Koliego.
- Koli! - zawołał bojowo pokemon.
Jego przeciwniczką był pokemon przypominający posturą człowieka. Szare płatki kwiatów na głowie doskonale imitowały włosy, zaś dzikie pnącza i liście w różnych odcieniach zieleni przylegały do ciała niczym sukienka. W rzeczywistości był one niczym pancerz ochraniający delikatne ciało. Zamiast dłoni pokemon miał czerwone kwiaty wydzielające słodki zapach przywodzący na myśl owoce cytrusowe .
- Nie wiedziałem, że masz takiego pokemona - zdziwił się Daniels.
- Wczoraj zdecydowałam się na ewolucję Rootsberry - oznajmiła. - To co? Ja zaczynam? Lilerry, atak dzikim pnączem!
Pokemon niezwłocznie wypuścił z kwiatowych pąków żółte pnącza. Koli odruchowo odskoczył unikając uderzenia z nimi. Nie zatrzymując się pobiegł na sam koniec areny, gdzie ataki Lilerry nie były w stanie go dosięgnąć.
- Koli, szybki atak. Następnie chytre nasionka! - nakazał Kyle.
Trawiasty pokemon skinął łbem w stronę właściciela, a następnie ruszył w stronę swojej przeciwniczki, unikając kolejnych uderzeń dzikimi pnączami. Będąc tuż obok Lilerry wybił się w powietrze i z całych sił uderzył ją w brzuch. Pokemon Alissy upadł na ziemię, zaś kot na wszelki wypadek oddalił się. Lilerry otrząsnęła się i spróbowała wstać.
- Szybki atak to za mało, aby nas pokonać - stwierdziła Christeensen.
- Wiem - przyznał jej rację Kyle. - Podczas uderzenia Koli wypuścił chytre nasionka, które pobierają energię od przeciwnika.
- Teraz to chyba ty mnie nie doceniasz. Lilerry jest odporna na atak chytrymi nasionkami.
- Nie wiedziałem... - wyszeptał.
W nerwowym odruchu zacisnął pięść. Przed walką z Alissą przestudiował wiele scenariuszy walki. Wiedział, że Christeensen nie ma w swoim składzie pokemona, który mógłby oprzeć się chytrym nasionkom. Nie mógł jednak przewidzieć, że na dzień przed ich starciem Alissa ewoluuje swojego podopiecznego w pokemona, który jest odporny na atak Koliego.
- Dobra, Lilerry mamy teraz niewielką przewagę - zwróciła się do pokemona. - Słoneczny dzień!
Lilerry wystawiła w górę swoje liście, które zaczęły przyciągać do siebie światło słoneczne. Światło słoneczne dodawało podopiecznej Alissy energię, a co za tym idzie wspomagało jej atak, obronę oraz szybkość. Dzikie pnącza złapały Koliego za łapy i zaczęły przyciągać go w stronę przeciwniczki.
- Koli! Spróbuj się uwolnić!
- Koooo! - miauczał, zapierając się pazurami.
Wszelkie próby wydostania się z pnączy sprawiały, że kot jeszcze bardziej plątał się w nich.
- Zrób coś! - zawołał Kyle.
Sierść na grzbiecie Koliego zaczęła błyszczeć mocny, jasnym światłem. Wyglądało, jakby energia nie mieściła się w ciele pokemona i musiała je natychmiast opuścić. Lilerry odruchowo puściła trawiastego kota, który ociężale stanął na łapach i najeżył się.
- Lilerry, odsuń się! To słoneczny atak - ostrzegła swoją podopieczną Alissa.
- Promienie słońca, które przyciągnęła do siebie Lilerry pomagają także Koliemu. Dzięki nim wykona słoneczny atak - odetchnął z ulgą Kyle. Jeszcze przed chwilą był pewien, że przegra rundę. Teraz jego szanse wzrastały z każdą sekundą. Wreszcie z kociego grzbietu wystrzeliła wreszcie energia. Potężny słup światła uderzył w przeciwniczkę, która wypadła za pole walki.
- Pierwszą rundę zwycięża Kyle Daniels oraz jego Koli!
- Tak!!! - uradował się trener i niemal od razu podbiegł do swojego pokemona. - Spisałeś się, Koli - pochwalił stworka, na powrót zamykając go w pokeballu.
Tak samo poczyniła Alissa.
- Przed nami runda druga! - ogłosił sędzia. - Aby awansować do następnego etapu należy wygrać dwie walki!
Gdy na arenie walk pojawił się Prequel, Kyle odetchnął z ulgą. Elektryczny typ miał przewagę nad wodnym kaczorem. Nie zwlekając sięgnął po Rhythmoxa.
- Ritam! - zawołał ryś na przywitanie. Zamiast skupiać się na przeciwniku w pierwszej kolejności pomachał na przywitanie widowni. Nagle pokemon poczuł silne uderzenie w głowę. Strumień zimnej wody pchnął go na ziemię. Prequel nie miał zamiaru czekać, aż Rhythmox zdąży się witać z publicznością. Kaczor natychmiast doskoczył do swojego przeciwnika i wziął zamach. Ciężka łapa Prequela upadła tuż obok rysia. Pokemon Kyle'a zaczął uciekać na czworakach.
- Musimy przejąć inicjatywę! - zawołał Daniels. - Użyj elektrycznego ataku.
Rhythmox skupił w sobie energię elektryczną, a następnie uwolnił ją w postaci elektrycznej fali. Pokemon Alissy nie mógł uniknąć zderzenia z nim. Arena walki była zbyt mała, aby móc się chować przed wrogimi atakami w nieskończoność. Nie chcąc tracić energii na próżną ucieczkę, przyjął uderzenie. W pierwszym odruchu poczuł bardzo silny ból. Piekła go skóra. Nie miał pojęcia, czy atak dobiegł końca i odczuwa jego efekty, czy po prostu nadal przyjmuje na siebie elektryczną falę. W oddali słyszał głos swojej trenerki, ale nie rozumiał słów. Po chwili poczuł silne uderzenie ze strony Rhythmoxa.
- Prequel... Prequel... - słyszał coraz wyraźniejszy głos Christeensen.
Wstał i otrząsnął się. Przed sobą widział o połowę mniejszego przeciwnika, który przygotowywał się do ponownego ataku. Kaczor nie mógł pozwolić sobie na przegraną. Porażka w tej walce kosztowałaby zbyt wiele i jego i całą drużynę. Musiał wygrać. Miał w sobie jeszcze wystarczająco dużo siły, aby przeprowadzić jeden atak.
- Prequel, możesz walczyć dalej? - wolała się upewnić trenerka.
- Kłel.
- Prequel, konfuzja!
Żółte pierścienie objęły zaskoczonego Rhythmoxa. Ryś zaczął odczuwać silne zawroty głowy. Miał wrażenie, że cały stadion wokoło niego kręci się. Wszystko zaczęło się rozmazywać, a gdzieś w oddali słyszał zniekształcone polecenie swojego trenera. Chcąc mieć już walkę za sobą użył elektrycznej fali. Przy wykonywaniu ataku nie było mowy o precyzji, a jedynie ślepym strzale. Elektryczny atak uderzył w ziemię i z impetem wrócił do otępionego Rhythmoxa. Pokemon poczuł jedynie słaby cios. Mimo to wystarczył on, aby zwalić go z nóg.
- Rhythmox niezdolny do walki! - ogłosił sędzia. - Mamy remis! Ostatnia runda zadecyduje o tym, kto znajdzie się w finale!
- Ostatnia runda - mruknął do siebie Kyle. - Musimy dać z siebie wszystko - dodał, sięgając po trzeci pokeball. - Falcon, wybieram cię!
Sokół opuścił kulę i od razu wzbił się w powietrze. Wraz z jego pojawieniem się na widowni rozbrzmiały okrzyki. Spośród wszystkich ośmiu pokemonów jakich używał podczas turnieju Kyle, to właśnie Falcon zyskał sobie największą przychylność publiczności. Do walki z latającym pokemonem stanął Friday Alissy.
- Szybki atak! - zawołał niemal od razu Kyle.
Sokół obniżył lot, kierując się w stronę przeciwnika. W odruchu obronnym podopieczny Alissy zamachnął się ogonem. Falcon w ostatniej chwili zmienił trajektorię lotu, aby nie zderzyć się z silnym ogonem Friday'a.
- Lepiej nie zbliżać się do niego - stwierdził Daniels. - Załatwimy ich na odległość. Użyj tornada.
Falcon zaczął zataczać koła w powietrzu. Z każdym okrążeniem areny walki był coraz szybszy i szybszy. W końcu wokoło niego utworzył się komin powietrza. Tornado ruszyło w stronę wodnego szczura. Pokemon obejrzał się w stronę swojej trenerki, czekając na jakieś polecenie.
Alissa przez chwilę milczała, uważnie przyglądając się nadciągającej trąbie powietrznej.
- Wewnątrz znajduje się Falcon. Jeśli pokonamy ten atak, to pokonamy i naszego przeciwnika. Musimy ją zatrzymać. Lodowy promień!
Friday wypluł z pyska kulę białego światła. Pocisk bez problemu dał się wessać do wnętrza wiru, który natychmiastowo zwolnił, a następnie zatrzymał się w bezruchu. Tornado przypominało ogromny sopel lodu wbity w ziemię. Z wnętrza lodowej figury wydostał się przemarznięty Falcon. Pomimo uderzenia zimna nadal miał siłę do dalszej walki.
- Pora postawić wszystko na jedną kartę - zadecydował Kyle. - Cięcie powietrza, Falcon!
- Friday, hydro-pompa - nakazała Christeensen.
Zderzenie ataków sprawiło, że lodowa statua rozpadła się na drobne kawałki. To był koniec walki. Na arenie pozostały tylko dwa pokemony. Sędzia wyszedł na pole walki i stanął po środku. Po lewej stronie miał przegranego, zaś po prawej zwycięzcę.
- Stosunkiem dwie wygrane do jednej przegranej walki... - zaczął tradycyjną formułką. - Do ósmej, finałowej rundy turnieju Jhnelle przechodzi Alissa Christeensen!
- To historyczny moment dla turnieju Jhnelle - mówili przez ogromne głośniki komentatorzy pojedynku. - Żadna kobieta nie dotarła do finału od ponad dziesięciu lat, zaś w całej historii ligi Jhnelle tytuł mistrza udało się zdobyć zaledwie trzem kobietom. Alissa ma szansę stać się czwartą!
Po ogłoszeniu wyników wszystko działo się bardzo szybko. Zaskoczona zwyciężczyni walki nawet nie zauważyła kiedy podbiegł do niej jej rywal. Kyle uwiesił się dziewczynie na szyi, po czym wyszeptał do ucha:
- Gratuluję.
***

 Wieczorem stadion zachodni opustoszał. Wielkie reflektory oświetlające arenę zgasły, trybuny milczały. Było bardzo spokojnie. Jedyną osobą, która siedziała w rzędzie pod samą areną walki był szesnastoletni Kyle Daniels. Spoglądał na pole bitwy próbując odtworzyć w pamięci przebieg pojedynku. Zastanawiał się, w którym momencie popełnił błąd i jak wielki był ten błąd? Nigdy nie marzyło mu się zwycięstwo w lidze i nie sądził, że kiedykolwiek zajdzie tak daleko. Mimo to trochę żałował, że to już koniec jego podróży. Nie będzie już zdobywania odznak, łapania pokemonów i walk z trenerami. Po roku zakończyła się jego przygoda z pokemonami.
- Wiedziałem, że cię tutaj znajdę - westchnął Josh, dosiadając się do Danielsa.
Kyle przypomniał sobie o złożonej przyjacielowi wcześniej obietnicy. Zrobiło mu się strasznie głupio.
- Nie wiesz jak bardzo chciałem wygrać... - powiedział zakłopotany.
- Wiem - odparł uśmiechając się lekko.
- Jak chcesz pogadam z Alissą. Jeżeli wygra to na pewno również odda ci nagrodę - zaproponował.
- Wiem - powtórzył. - Prawdę mówiąc ona też mi zaoferowała pomoc, ale tak czy inaczej nie mógłbym przyjąć tych pieniędzy od żadnego z was.
- Nie myślisz, że to trochę nie pora na unoszenie się dumą? - mruknął, rozzłoszczony wypowiedzią Josha.
- Tu nie chodzi o dumę. Obiecałem coś siostrze. Może nie powinienem, ale to zrobiłem. Walczyłem i przegrałem. Być może tak musi być? - mówił pustym tonem. - Być może mam zdobyć te pieniądze w inny sposób, albo... Albo i nie.
- Cześć! - usłyszeli głos Alissy.
Po chwili do chłopców dołączyła Christeensen.
- Przygotowana do jutrzejszej walki? - spytał Josh.
- Tak sobie - mruknęła, siadając naprzeciwko Danielsa. - Mam przygotowane pokemony. Wiem, którego, kiedy użyję i tyle.
- Aż nie chce mi się wierzyć, że to już jest koniec - westchnął Kyle.
- Niezupełny koniec - przypomniał mu Allen. - Freddy powiedział, że na turnieju ma pojawić się Underpierot. Musimy uważać na Robina i profesora. Prawdopodobnie to stanie się jutro, podczas finałowej walki.
Zamilkli na moment.
- Robi się późno - stwierdziła Alissa, wstając z ławki. - Wracam do motelu, a wy?
- Za chwilę. Chcę jeszcze popatrzeć na stadion - odparł Kyle.
- W takim razie... Do zobaczenia w motelu - pożegnała się.
Daniels i Allen odprowadzili koleżankę wzrokiem. Gdy byli pewni, że ich nie usłyszy, pierwszy powiedział:
- Zauważyłeś?
- Co takiego?
- Alissa - wyszeptał.
- To znaczy? - przewrócił oczyma Josh.
- Od kilku dni jest... - Kyle próbował się wysłowić.
- Podoba ci się? - rzucił prosto z mostu. - Jest ładna. Nie powiem, że nie, ale charakter nie w moim typie.
- Nie! Nie o to chodzi! - oburzył się Daniels.
- Wiem - powiedział z lekkim uśmiechem na ustach. - Też to zauważyłem. Widzę to od dnia, w którym odwiedziliśmy rezydencję McIntyre. Myślę, że to energia Pierota. W końcu trzymała go na rękach.
- A zresztą - westchnął Kyle. - Nieważne...
Jeszcze przed oficjalnym rozpoczęciem turnieju ligi Jhnelle ustalono, że finał rozegra się na arenie zachodniej. Głównym powodem był jej rozmiar. Arena zachodnia była prawie dwa razy większa od wschodniej. Po jej obu stronach ustawiono ogromne ekrany, na których można było oglądać przebieg bitwy, zaś naprzeciw siebie stały dwa podwyższenia, na których mieli znajdować się walczący trenerzy. Pomiędzy platformami dla walczących znajdowało się pole klasyczne, na którym miał rozegrać się najważniejszy pojedynek turnieju. Walka o mistrzostwo. Nie były to jedyne zmiany, jakie wprowadzono przed starciem. Najważniejszą zmianą było zwiększenie ilości pojedynków. Finałowy mecz składał się z pięciu rund, z których trzeba było wygrać przynajmniej trzy. Na kwadrans przed pojedynkiem trybuny zapełniły się widownią. W powietrzu wymachiwano ogromnymi transparentami, wśród których niosły się wesołe okrzyki, mające zagrzewać finalistów do walki.
Robin McIntyre nie był zdenerwowany, a przynajmniej nie odczuwał stresu. Stał w wejściu na arenę i spoglądał przed siebie. Wygrana w turnieju była mu obojętna. Odniósł zwycięstwo nad swoimi przeciwnikami, a to było najważniejsze.
- Nasz wielki moment - oświadczył profesor, podchodząc do swojego towarzysza.
- Musisz uwolnić ostatnią statuetkę, prawda?
- Nie ma takiej konieczności - stwierdził. - Underpierot wyczuwa energię Pierota i już tu się zbliża. Być może nawet nie zdążycie dokończyć bitwy przed jego wejściem.
- Skąd wiesz?
- Wyczuwam go.
- To dobrze - skinął głową. - Zabiję go, jak tylko skończę walkę z tą dziewczyną.
- Alissa Christeensen i Robin McIntyre proszeni są na arenę walk - rozbrzmiało przez głośnik.
- Rób, co chcesz - prychnął Cornelius i wycofał się.
W korytarzu minął Alissę. Dziewczyna jakby rozgniewana, nawet nie zwróciła uwagi na naukowca. Ten zaś zatrzymał się i odprowadził ją wzrokiem do wyjścia. Niczym drapieżnik polujący na ofiarę uniósł głowę w górę i zaczął węszyć.
- Kwintesencja Pierota... - westchnął. - Cudowny zapach.
 ***
 
Alissa i Robin zajęli miejsca na przeciwległych platformach. Dziewczyna objęła wzrokiem trybuny. W pierwszym rzędzie siedział jej brat, Czarna Róża oraz rodzina Danielsów z Pierotem, zaś tuż nad nimi znajdowali się Natalie, Kia, Charlie i Freddy. Na ławkach dla zawodników siedzieli Kyle, Josh i profesor Harding. Widok dobrze życzących jej osób odwrócił jej uwagę na moment od Robina, sędziego oraz areny walki. Zdenerwowana dziewczyna wypakowała ze swojej torby pięć kul i ułożyła je w kolejności w jakiej planowała ich użyć. W stresie łatwo było zapomnieć czegoś, albo popełnić błąd poprzez wybór niewłaściwego pokemona. Dziewczyna wzięła głęboki oddech i spojrzała na sędziego.
- Rozpoczynajmy! - przemówił niski człowieczek.
Na jego znak McIntyre sięgnął po pierwszy pokeball.
- Soundbat, wybieram ciebie! - zarządził.
Z pokeballa wystrzeliło jasne światło, które przybrało formę czarnego nietoperza. Stwór miał rozłożyste skrzydła, ostre pazury i wzrost dorosłego człowieka.
Widok nietoperza zaniepokoił Christeensen. Sama planowała użyć do walki Bitebata, który był niższą formą podopiecznego Robina.
- Niech się dzieje, co chce - stwierdziła, podnosząc do góry pierwszy pokeball. - Bitebat, zaczynaj!
Nietoperz Alissy wzbił się na wysokość platformy, na której stała jego trenerka.
- To będzie łatwy pojedynek... - westchnął Robin. - Soundbat, wiesz, co masz robić.
Soundbat uderzył skrzydłami w ziemię, podrywając się w ten sposób w powietrze.
- Bitebat, musisz być czujny. Nie wiemy, co potrafi nasz przeciwnik.
- Bat! - odpowiedział, spoglądając na trenerkę.
W tym samym momencie otrzymał cios od swojego przeciwnika. Ogromne skrzydło wytrąciło z małego nietoperza z równowagi. Kiedy upadł na ziemię, masywny Soundbat przycisnął go do ziemi swoim cielskiem.
- Bat! - krzyczał, próbując się uwolnić.
Niestety nie mógł ruszyć. Jego łapy i skrzydła były przygniecione, co uniemożliwiało mu jakikolwiek ruch.
- Spróbuj go zrzucić z siebie - nakazała Christeensen.
Przeciwnik był zbyt ciężki. Kiedy Bitebat zaprzestał szamotaniny, Soundbat użył ultradźwięków. Wysokie i piskliwe odgłosy wydobywające się z jego pyska, pozbawiły pokemona Alissy przytomności.
- Zwycięzcą rundy jest Robin McIntyre i jego Soundbat! - ogłosił trener. - Wymiana!
- Musimy wygrać następną rundę - wyszeptała, unosząc pokeball na wysokość oczu. - Greyroyal, twoja kolej!
Do walki z szarym ptakiem, McIntyre wybrał Mindiona. Pokemon o niepozornym wyglądzie przez wielu obserwatorów turnieju uważany był za najlepszego stworka Robina z użytych przez niego do tej pory.
- Zaczynaj - machnął ręką lider.
- Greyroyal, skrzek!
Pokemon Alissy posłusznie otworzył długi dziób i wydał z siebie piskliwy odgłos. Mindion na powrót przeistoczył się w czerwoną energię, która na powrót zniknęła w pokeballu.
- Na polu walki został jedynie Greyroyal! Alissa wygrywa drugą rundę - ogłosił sędzia.
- Greyroyal, świetnie się spisałeś - pochwaliła pokemona, zawracając go.
- Niespecjalny ruch - skomentował Robin - ale mogłabyś dzięki niemu wygrać. Pod warunkiem, że pozostałe twoje pokemony również go znają.
Trenerka nic nie odpowiedziała.
- Etami, załatwi sprawę - oznajmił Robin, wybierając kolejnego pokemona.
- Friday!
Niepozornie wyglądający króliczek wystawił jedynie łepek z ogromnego cylindra. Friday uważnie przyglądał się swojemu przeciwnikowi, czekając na jakikolwiek ruch z jego strony.
- Zwielokrotnienie, Etami!
Na polecenie lidera króliczek ukrył się wewnątrz kapelusza. Nagle z cylindra zaczęły wyskakiwać kolejne cylindry. Wkrótce na polu walki znajdowało się kilkanaście nakryć głowy. Po chwili z jednego z nich wyłoniły się uszy Etamiego.
- Cios ogonem! - zarządziła Alissa, wskazując cel.
Wodny szczur bez trudności zniszczył kapelusz, zaś Etami wynurzył się z cylindra po drugiej stronie pola walki. Pokemon Alissy ponownie wymierzył w królika. Ten zaś pojawił się w innym kapeluszu.
- To niemożliwe, aby przemieszczał się tak szybko - stwierdziła Christeensen, próbując wypatrzyć, gdzie teraz pojawi się królik.
- To taka magiczna sztuczka Etamiego - przyznał Robin. - Twój pokemon walczy z iluzją. Jest tylko jeden prawdziwy Etami. Resztę widzicie tylko wy. W porządku, czas na kontratak!
Etami wystrzelił z jednego z cylindrów i uderzył w Friday'a głową. Atak był zbyt słaby, aby wyrządzić podopiecznemu Christeensen jakąkolwiek krzywdę.
- Lodowy promień, Friday! - wydała pośpiesznie polecenie.
Wodny szczur wypuścił z pyska jasną kulę energii. Atak uderzył o ziemię natychmiastowo rozbijając się i zamrażając całe pole walki razem ze znajdującymi się na nim kapeluszami. Obok jednego z cylindrów stał Etami.
- Pozbyliśmy się jego jedynego atutu. Teraz powinno pójść nam łatwo! - zdopingowała pokemona jego trenerka. - Uderzenie ciałem.
Friday uderzył ciałem bezbronnego Etamiego. Królik upadł na oblodzoną ziemię.
- Zwycięzcą walki zostaje Alissa i jej Friday! - zawołał sędzia.
Na trybunach zapanowała mieszana radość. Nikt nie spodziewał się, że Robin McIntyre może przegrać dwie rundy z rzędu. Christeensen potrzebowała jeszcze jednej wygranej walki, aby zdobyć mistrzostwo ligi.
- Nieźle - powiedział ze sztucznym uznaniem jej przeciwnik. - Nie liczyłem, że komukolwiek uda się pokonać mnie w dwóch walkach. Pomijając oczywiście sposób w jaki wygrałaś pierwszą, i to, że w drugiej twój najlepszy zwyciężył mojego najsłabszego - podsumował.
- Kontynuujemy pojedynek - zabrał głos sędzia. - Runda czwarta!
Robin był bardzo wymagającym przeciwnikiem. Doświadczenie, silna drużyna i umiejętność doboru dobrej strategii składały się na obraz lidera z Black Moon Island. Nie był niepokonany, ale niewątpliwie należał do grupy najlepszych trenerów Jhnelle. Alissa zdawała sobie sprawę, że jedynym sposobem na zwyciężenie z nim w walce jest wykorzystanie każdej nadarzającej się okazji. Mógł to być zwodniczy atak, agresywna ofensywa, albo najzwyklejsza przewaga typów. Do czwartej rundy Robin wybrał swojego najstarszego pokemona, Remake. Christeensen zostały dwa stworki: niższa forma Remake, albo roślinny Lilerry.
- Lilerry! - zawołała, rzucając przed siebie pokeball.
Na polu walki pojawiła się poke-roślina przypominająca dziewczynę. Jej widok wywołał nieznaczny uśmiech na twarzy Robina.
- Remake, pora pokazać tej dziewczynce na czym polega agresywna walka - oznajmił McIntyre.
Na jego słowa kaczor zaczął biec w kierunku pokemona Alissy.
- Dzikie pnącza!
Lillerry wypuściła z czerwonych pąków, żółte pnącza. Remake bez problemu wyminął atak, aby po kilku sekundach stanąć twarzą w twarz ze swoją przeciwniczką. Nie czekając na jakąkolwiek reakcję ze strony poke-rośliny, ścisnął ją za nadgarstki tuż nad pąkami kwiatów, uniemożliwiając jej tym samym ponowne użycie dzikich pnączy. Używając całej swojej siły przerzucił Lilerry nad głową. Kwiatowa wróżka wylądowała na ziemi. Remake wziął zamach i kopnął ją z całej siły w brzuch. Lilerry jedynie skwasiła się.
- Dobrze, Remake - pochwalił pokemona Robin. - Użyj psychofali i kończymy tą rundę.
- Lilerry, wracaj! - przed ostatecznym ciosem, Alissa zawróciła swojego pokemona.
- Agresywna strategia nie polega na znokautowaniu przeciwnika, a na zmuszeniu trenera do wycofania pokemona - oświadczył McIntyre. - Ostrzegam, że mam zamiar w taki sam sposób poprowadzić następną walkę.
- Alissa wycofuje Lillerry. Zwycięzcą walki zostaje Robin i jego Remake! - ogłosił sędzia. - Mamy remis! O tym, kto zdobędzie tytuł mistrza zadecyduje ostatnia runda! Zaczynajcie!
- Prequel, nie zawiedź mnie - wyszeptała Alissa, łapiąc za ostatni niewykorzystany pokeball.
Kula uderzyła o boisko wypuszczając ze środka jasne światło, które przybrało formę kaczora.
Widząc wodnego startera Robin uśmiechnął się, ale w inny sposób, niż do tej pory. Na moment wrócił pamięcią do dnia, w którym sam zadebiutował na turnieju Jhnelle. Podobnie jak Alissa, wybrał Sequela. Równie mocno jak jego przeciwniczka wierzył w indywidualizm swoich podopiecznych i więź, która łączy trenera z pokemonem. Tak samo jak Christeensen zaszedł w turnieju dalej niż jego dwaj rywale. W poszarzałych wspomnieniach nadal tliło się proste życie, bez kłopotów i zmartwień. Życie nieskarżone krzywdą, cierpieniem i poczuciem winy.
- Prequel... - pokiwał głową. - Niezależnie od wyniku tej walki będziesz miała o czym wspominać swoim dzieciom. Prequele są nieustępliwe i waleczne. Gwarantuję ci, że za moment stoczysz najlepszą walkę w swoim życiu. Shiwion, wybieram cię! - zawołał wyrzucając pokeball ku niebu.
Kula obróciła się kilka razy w powietrzu, po czym spadła na ziemię. Wydając z siebie głuchy odgłos, otworzyła się, wypuszczając ze środka czerwone światło.
Na arenie pojawił się lewitujący stwór o pomarańczowej skórze. Shiwion miał cztery głowy, z których każda spoglądała w inną stronę świata. Czerwone nakrycie głowy przypominało spadzisty dach domu, co bardzo upodobniało go do jego niższej formy, Mindiona. Każda z głów miała do swojej dyspozycji dwie pary rąk wychodzących z czerwonego tułowia.
- Zaczynajmy - powiedział McIntyre.
Jego uwagę od pola walki odwróciła reakcja publiczności. Ludzie na trybunach zaczęli wstawać, głośno rozmawiać i wskazywać rękoma w górę. Walczący trenerzy spojrzeli w górę. Na ciemnobłękitnym niebie unosiło się jakieś stworzenie.
- To ty... - warknął McIntyre.
***

- Underpierot... - wyszeptał Henry.
- Pero... Pero... - odezwał się zaniepokojony Pierot. Ostatnie kilka dni starał się tłumić własną energię, aby bóg nieszczęścia nie mógł go odnaleźć.
- Zaraz dojdzie do jakiegoś nieszczęścia - powiedziała Betty.
- O czym mówicie? - zaniepokoiła się Diana, która odruchowo przytuliła Jima.
- Underpierot znowu spróbuje zniszczyć Jhnelle, prawda? - zapytał siedmiolatek.
- Skąd taki pomysł? - spytała dotąd milcząca Natalie.
- Diana, Betty... - zwrócił się do obu pan Daniels. - Zaraz może zrobić się niebezpieczne. Zabierzcie dzieciaki ze stadionu.
- A Kyle? Jest pod samą areną walki - przypomniała mu Czarna Róża.
- Pójdę po niego - oznajmił, wstając z miejsca.
 ***

Underpierot wznosił się przez chwilę nad stadionem, przyglądając się walczącym trenerom. Po chwili utworzył w łapie czarną kulę energii i cisnął ją prosto w platformę, na której stała Alissa. Podest zarwał się, a dziewczyna straciła równowagę i spadła na arenę walki. Christeensen rozejrzała się, a następnie wstała z kolan. Tuż przed nią wylądował Underpierot. Kot spoglądał na dziewczynę z niekrytą złością. Wyczuwał od niej energię Pierota, czyli rzecz, którą niszczyć nakazywał mu instynkt.
- Perque! - wrzasnął pokemon, chcąc bronić swoją właścicielkę.
Oczy Underpierota ściemniały. Psychiczna moc boga nieszczęścia odepchnęła poke-kaczora na drugi koniec areny.
W tym samym momencie do akcji wkroczyła ochrona stadionu.
- Doskonale! Zjawiłeś się! - zachichotał profesor Poplar.
Nie chcąc, aby ochroniarze spłoszyli Underpierota, wszedł na arenę walki szybkim krokiem. Z jego ciała zaczęła uwalniać się szara smuga dymu. Wyglądał, jakby płonął. Szedł szybko, po chwili biegł. Ku zdziwieniu wszystkich starzec bez najmniejszych kłopotów wyprzedził ochronę stadionu. Wreszcie stanął na środku pola walki. Wtedy z jego ciała zaczął uchodzić szary dym. Był coraz gwałtowniejszy. W końcu ciało naukowca zniknęło w mgle, która spowiła całą arenę walki oraz znajdujących się na niej ludzi i pokemony.
- Underpierocie! Teraz jesteś mój! - wrzasnął.
***

Z zewnątrz szara smuga wyglądała jak kokon, szczelnie zamykający wewnątrz arenę. Kyle, Josh i Harding spoglądali na chmurę dymu, próbując zrozumieć, z czym mają do czynienia.
- To coś ich wchłonęło - przemówił po chwili Josh Allen.
- Kyle! Dennis! - zawołał, nadbiegając Henry.
Tuż za liderem szedł Pierot, wymachując wesoło swoją parasolką. Maluch wiedział, że nawet w sytuacjach niebezpiecznych, złych i beznadziejnych nie można zapominać o dobrym humorze i pozytywnym nastawieniu do świata.
- Tato, co się dzieje?
- Nie mam pojęcia - odparł pan Daniels. - Lepiej będzie, jeśli ewakuujemy się ze stadionu.
- Nie możemy - sprzeciwił się profesor Harding. - Wewnątrz tej chmury są Robin i Alissa.
- W takim razie, pomóżmy im! - ryknął Josh.
- Nie - pokręcił głową Dennis. - Ten dym może być toksyczny - stwierdził, wskazując ręką na ochronę stadionu.
Mężczyźni, którzy spróbowali przebić się do środka leżeli nieprzytomni wokoło.
- Co to może być? - zapytał Henry.
- Być może to jakiś atak Underpierota, albo... - próbował zgadywać Harding.
Kyle sięgnął po swój pokedex. Intuicyjnie skierował go na szarą chmurę w nadziei, że mistrz D. nieco rozjaśni sytuację.
- Dalej! Mów - popędził go.
- A może zaczniemy od miłego "dzień dobry"?
- A może od kąpieli we wrzącej wodzie? - Kyle nie miał ochoty na żarty.
- Nie wiem nic o tej chmurze - odpowiedział. - Może bym wiedział, gdybyś nie był taki skąpy. Mówiłem, że potrzebuję rozszerzenia danych, a ty co na to? "Ściągnę ci darmowca z netu, bo oryginał jest za drogi". To masz teraz swój oryginał za drogi!
Kyle odłożył urządzenie i spojrzał na ogromne ekrany znajdujące się nad stadionem. Kamery, które również znajdowały się w obrębie dymu nadal działały.
***

Alissa zaczęła uciekać przed Underpierotem. Pokemon podniósł łapę do góry, a wraz z nią jego psychiczna moc uniosła nad ziemię Christeensen. - Zostaw mnie! - zawołała.
Bóg nieszczęścia rozejrzał się. Ze wszystkich stron otaczał go szary dym. Odruchowo opuścił dłoń, puszczając również Alissę. Dziewczyna upadła na ziemię.
- Czas, abyś zapłacił mi za wszystko! - wrzasnął Robin.
- Jesteś ojcem chłopca - przemówił Underpierot. - Nie chcę wyrządzać krzywdy ludziom. Zabiję tylko Pierota i szarego.
- Shiwion, psychofala!
Pokemon lidera zaatakował legendę. Underpierot zatrzymał cios bez najmniejszego problemu. Niestety nie zauważył, kiedy z jednej z szarych ścian uderzył go szary dym. Bóg nieszczęścia wrzasnął z bólu i tracąc równowagę upadł na kolana.
- Doskonałe! - rozległ się głos Poplara. - Underpierot jest już mój!
McIntyre miał zamiar wykorzystać przewagę, jaką dostał dzięki substancji otaczającej arenę. Nie martwił się profesorem i wydobywającym się z jego ciała szarym dymem. O wiele ważniejsze było zniszczyć Underpierota.
- Shiwion, psycho-promień.
Pokemon lidera zaczął przygotowywać się do ataku, tworząc nad swoją głową błyszczącą kulę.
- To najpotężniejszy atak Shiwiona - oznajmił Robin. - Działa jak bomba. Za kilka minut eksploduje, tak samo jak kiedyś laboratorium w Corella Town, ale bez obawy. Jak zakładam, ten dym działa jak kopuła, a więc nikomu na zewnątrz nic się nie stanie. Zginiemy jedynie my.
- Oszalałeś?! - wrzasnęła Alissa, podbiegając do Underpierota, który od momentu zetknięcia z szarym dymem nie potrafił wstać na równe nogi. - Nie wolno krzywdzić!
- Doprawdy? - prychnął McIntyre. - Przed laty Underpierot niszczył miasta, zabijał ludzi...
- Prawda! - syknął Poplar.
- Kłamstwo. - wyszeptał Underpierot, próbując wstać. - Ale skoro tak bardzo wierzysz w kłamstwo, to nie mam innego wyboru jak z tobą walczyć...
- Nie - sprzeciwiła się Christeensen. - To moja walka.
Dziewczyna zauważyła, że na plecach pokemona znajduje się sporych rozmiarów rana przypominająca oparzenie.
- Czy to ta chmura? - spytała legendarnego pokemona.
- Tak.
- Underpierot - Alissa zwróciła się do pokemona. - Użyj rzutu w przeszłość. Cofnij nas do dnia wybuchu laboratorium w Corella Town...
Zapadła ciemność.