niedziela, 31 marca 2013

Rozdział 14: Szał na Pikaczu

Pierwszy etap konkursu koordynatorskiego ściągnął do Esari City setki zainteresowanych. W większości byli to widzowie szukający dobrej rozrywki, trenerzy chcący podpatrzeć konkurencję oraz uczestnicy poprzednich edycji zawodów. Najmniejszą grupę stanowili sami uczestnicy konkursu. Do pierwszego etapu zakwalifikowano wyłącznie trzydziestu trenerów. W przeciwieństwie do zawodów ligowych konkursy były omijane szerokim łukiem. Mimo sporej liczby fanów w zawodach brało udział niewielu trenerów. Przygotowania do turniejów koordynatorskich wymagały specjalnego przygotowania, treningu oraz wypracowania charakterystycznego stylu walki, który zostałby zapamiętany przez sędziów. Nagrodą za pierwsze miejsce było roczne stypendium w Akademii Pokemon w regionie Liyah, pozłacany medal z plastiku oraz przepustka pozwalająca na udział w lidze Jhnelle. Mając do wyboru udział w konkursie lub lidze większość trenerów wybierała drugą opcję. Ponadto konkursy nie stały na wysokim poziomie. Większość koordynatorów posiadała pokemony pospolite i słabo wytrenowane, których ataki nastawione były na efektowność, a nie skuteczność. Występy oceniane były przez sędziów, którzy byli równie kompetentni jak taksówkarz wykonujący operację, od której zależy życie pacjenta. Mimo złośliwych uwag jury, na czele, którego stała Paras Hitmonlee, najważniejszym sędzią była publiczność głosująca na swoich faworytów. Prawdziwą ideą organizowania konkursów była chęć zarobienia pieniędzy na wysyłanych telefonicznie głosach.
- I już - oznajmiła Kia. - Jesteś zarejestrowany. Startujesz w grupie drugiej jako trzeci.
- Będę musiał walczyć? - spytał dla pewności Jimmy.
Zaczynał zastanawiać się, czy Wormly ma jakiekolwiek szanse w walce z doświadczonymi koordynatorami.
- Tak, ale nie przejmuj się tym - machnęła ręką. - W każdej grupie masz dziesięć osób, z których do finału przechodzą tylko trzy z największą ilością głosów - zaczęła opisywać ogólne zasady. - Występ składa się z dwóch części. Pierwsza to prezentacja siebie i pokemona w jakiejś kategorii. Dzisiaj będzie to kategoria czerwona. Druga to krótka walka z inną osobą z twojej grupy. Wynik walki nie ma wpływu na to, czy przejdziesz do finału, czy odpadniesz. Najważniejsze to wywrzeć pozytywne wrażenie na publiczności.
- Cześć - usłyszeli.
Do Kii i Jima podeszli Kyle i Seth.
Dziewczyna skinęła głową na przywitanie.
- Widzę, że poznałeś już naszego lidera - dodała, rumieniąc się. - Walczyliście już?
Kyle skinął głową. Chociaż walka z małym Rascalem była znacznie prostsza od pojedynku z Volcano, Daniels był z siebie zadowolony. Dzięki nowemu atakowi Rathvila zdobycie kolejnej odznaki było czystą formalnością. Żałował jedynie, że nie zdążył podziękować Allenowi, który zaraz po swoim rewanżowym pojedynku opuścił miasto.
- A ty? Jak ci idą te całe występy? - spytał starszy brat.
Jimmy pokręcił głową.
- Nie idą. Jeszcze się nie zaczęły. Kia, czy to zawsze tak długo trwa? - sześciolatek spojrzał na dziewczynę z wyrzutem.
- Dzisiaj z pewnością nie skończymy - oznajmiła. - To wina jurorki, która zawsze przyjeżdża spóźniona.
- Chcesz powiedzieć, że konkurs będzie trwać do jutra? - zdziwił się Kyle.
- Mamy trzy grupy po dziesięciu zawodników. Wyłonienie finalistów musi trwać - wyjaśnił Seth.
- Nie będę siedział tu z tobą młody do jutra. Odpada. Wracam do centrum. Wrócę po ciebie jutro - stwierdził Daniels.
- Rób co chcesz! - ogłosił Jimmy.
- Nie wierzę! - zawołał znajomy głos.
Oczy zgromadzonych zwróciły się w stronę szczupłego chłopaka i leżącego obok jego nogi Bordobeara.
- Charlie? - Kyle zdziwił się na widok przyjaciela. - Co tu robisz?
- Harding stwierdził, że wypadałoby, aby Corella Town reprezentował chociaż jeden dobry trener i wysłał mnie w podróż. Chciałem wystartować w konkursie, bo to całe zbieranie odznak niespecjalnie mi idzie - wyjaśnił. - Wyobraźcie sobie, jakiego trzeba mieć pecha, aby zgubić gdzieś odznaki?
- Dał ci... - Daniels zaczął szukać w pamięci nazwy - Bordobeara?
 Charlie skinął głową, po czym westchnął przejęty:
- Zaraz zaczynam swój pokaz. Muszę jeszcze obudzić Bordobeara. Mam tylko nadzieję, że sen zbytnio go nie zmęczył. Pogadamy później.
Po tych słowach zniknął gdzieś w tłumie. Niespodziewanie przed grupką wyrośli dziewczyna z mikrofonem oraz tęgi mężczyzna trzymający kamerę.
- Wielkie odliczanie zakończone. Za kilka minut rozpocznie się turniej koordynatorów. Z telewizji TRWAN-waj mówi do was Laurie Robinson - powiedziała. - Kurwa... Zapomniałam tekstu.
- Skup się - mruknął operator.
- Daję z siebie wszystko - odburknęła ignorując stojących obok trenerów. - Nie oczekuj ode mnie cudów. Jeszcze wczoraj prowadziłam nocne programy interaktywne.
- Nieważne... Jesteś na wizji! Mów!
- Jest z nami Seth Bouswell, lider ognistych pokemonów. Pomagałeś w przygotowaniach do konkursu - rzuciła temat.
Zaskoczony nagłym wywiadem mężczyzna zaczął mówić:
- Tak. Zawsze chętnie pomagam w organizacji różnych imprez związanych z pokemonami. Konkursy to dobry sposób na wyłonienie utalentowanych trenerów, a przy okazji promocję miasta.
- Czy masz dziewczynę? - zadała kolejne pytanie.
- Nie... - odparł zakłopotany. - Rozstaliśmy się niedawno.
- Co nie znaczy, że nie ma na oku kogoś innego - weszła mu w słowo Kia.
- Kim jesteś? - spytała dziennikarka.
- Jestem praktykantką medycyny pokemon - przedstawiła się.
- Czyli nikt ważny - odpowiedziała sobie Laurie. - Jakie plany masz na dzisiaj wieczór? - swoją uwagę ponownie przerzuciła na Setha.
- Nie wiem jakie on ma - wtrącił się kamerzysta: - Ale ty i ja dziś wieczór będziemy montować materiały, które spieprzyłaś na nagraniu. Spytaj o coś tego małego - dodał.
Dziewczyna ukucnęła obok Jimmy'ego i zaczęła wywiad:
- Ile masz lat, kochanie?
- Sześć. Prawie siedem.
- Jesteś tu z rodzicami?
- Nie. Tylko z nim - wskazał ręką na brata.
- Chcesz zostać koordynatorem? - pytała dalej.
- Trenerem - odparł. - W tym roku zdobędę tytuł mistrza Jhnelle - zdradził swoje plany na najbliższe miesiące.
Kyle parsknął śmiechem. Laurie zignorowała jego zachowanie i skupiona w dalszym ciągu na swoim małoletnim rozmówcy pytała:
- Ile masz odznak?
- Ani jednej.
- Aha - mruknęła pod nosem. - Ty też startujesz? - wreszcie przerzuciła swoją uwagę na starszego z Danielsów.
- Ja? - zdziwił się pytaniem. - Nigdy. Moim zdaniem takie konkursy to pokemonowy odpowiednik imprez karaoke, które z muzyką mają niewiele wspólnego.
Metaliczny głos wezwał na arenę walk pierwszą grupę zawodników. Jimmy stanął na baczność. Od występu dzieliło go kilkanaście minut.
- To lecę się rozejrzeć - oznajmił Kyle.
- To jednak nie zostaniesz? - spytał stremowany chłopiec.
- Nie, zanudziłbym się - odparł krótko.
- Mam do ciebie prośbę - zaczął Jimmy. - Może mógłbyś pożyczyć mi na czas konkursu Koliego?
- Nie - usłyszał w odpowiedzi. - A jak w międzyczasie będzie mi potrzebny?
Oczy młodszego z Danielsów zaszkliły się.
- Proszę. Proszę. Proszę. Błagam. Zgódź się!
Kyle bez słowa wyjął z plecaka pokeball i podał go bratu.
***

Pierwsza grupa półfinalistów rozpoczęła swój bój o miejsca we finale. Maggie i jej Mousevil zaprezentowali przed zgromadzonymi taniec egzotyczny.
- To było żałosne. W kategorii parodia "Dirty dancing" zajęlibyście pierwsze miejsce - wydała opinię przewodnicząca jury, Paras Hitmonlee.
Jako drugi na scenę wyszedł Charlie. Krok za nim podążał zaspany Bordobear.
- Bordobear! Atak wrzaskiem!- wydał komendę trener.
Pluszowy miś otworzył pyszczek i ziewnął. Na trybunach rozniosły się gwizdy niezadowolenia. Charlie poczuł jak uginają się pod nim nogi.
- Jeszcze raz, ale tym razem postaraj się!
Miś wydarł się na cały głos. Na widowni rozległa się cisza, po której nastąpiły oklaski.
- Dobra nasza! Spisałeś się! - pochwalił podopiecznego Charlie.
- Nie wiem... - pokręciła głową Paras. - Było okej, ale orgazmu po tym nie przeżyłam - powiedziała coś na kształt pochlebstwa.
- Ostatnia osoba w grupie pierwszej - zabrała głos Laurie Robinson. - Doris i jej Biri, którzy wygłoszą liryczny wiersz pod tytułem "Modlitwa martwej sosny".
Na scenie pojawiła się potargana dziewczyna, a za nią trzepoczący skrzydełkami Biri. Doris rozpoczęła recytację:

Rosnący, kwitnący, do bólu prący.
Żyjący, oddychający, do wnętrza ciągnący.
Malejący, przekwitający, od ulgi stroniący.
Konający, gnijący, od życia uciekający.


- Biri! Biri! - pokemon zakończył wiersz.
- Na waszym miejscu zabiłabym poetę, który napisał to coś - stwierdziła Paras.
Biri (jako współtwórca wiersza) przyjął konstruktywną krytykę i zgodnie z sugestią doznał zawału serca.
Nastąpiła przerwa pomiędzy grupami. Zdenerwowany Jimmy skakał z jednej nogi na drugą. Razem z Kolim i Wormlym obserwowali występy pierwszej dziesiątki.
- Ło... - stwierdził Wormly.
Miał nadzieję, że miły chłopczyk-trener nie poprosi go o udział w turnieju. Chciał pomóc Jimowi w zdobyciu tytułu koordynatora, ale nie widział potrzeby afiszowania się i współzawodnictwa z nieżyczliwymi pokemonami i ich niemiłymi-trenerami.
- Wszyscy jesteście dnem!
Sześciolatek odwrócił się. Przed sporą grupą koordynatorów stała zaaferowana dziewczynka. Mimo że blondynka o dużych niebieskich oczach była rówieśniczką Jima przewyższała go o ponad głowę. Różowa sukieneczka, warkoczyki i białe podkolanówki skojarzyły mu się z porcelanową lalką. Cukierkowy wygląd dziewczynki dopełniał towarzyszący jej pokemon - Pikaczu. Elektryczny stworek składał się z dziwacznych kształtów i figur żółtego koloru. Jego głowę tworzyła idealna kula, na której jedynymi wybijającymi się akcentami były czarne oczy i czerwone policzki. Korpus i łapy przypominały koślawe figury geometryczne. Pikaczu były jednymi z najpopularniejszych pokemonów używanych podczas konkursów. Jimmy wzdrygnął się na jego widok. Jeżeli miałby wskazać jednego pokemona jakiego nie znosi to byłby nim Pikaczu.
Dziewczynka ruszyła do wyjścia.
- Zjedź z drogi, z tym pożal się boże zwierzyńcem - mruknęła, przechodząc obok Jima i towarzyszących mu pokemonów.
- Smarkula - parsknęła jakaś dziewczyna. - Jeżeli dzisiaj będę musiała walczyć z nią to rozniosę tą żółtą kiełbasę po arenie.
- Uspokój się, Alexis - odparła, siedząca obok niej koordynatorka. - Nie warto.
- Ta łatwo ci mówić - prychnęła. - Irytuje mnie niewychowana gówniara.
Alexis zapadała w pamięć nie tylko dzięki wybijającemu się stylowi na jaki składały się ogniście rude włosy, czarne pasemka oraz ubrania, które sama sobie szyła, ale i kłótliwy charakter. Dziewczyna nie lubiła niegrzecznych osób, które traktowały innych z góry. Nienawidziła ludzi takich jak Ashlyn.
- Co to za jedna? - spytał Jimmy.
- Ashlyn i jej Pikaczu - odpowiedziała Alexis. - Zarozumiała córeczka bogatych rodziców. Jej ojciec jest jednym z producentów tego konkursu... - ciągnęła dziewczyna - ...a więc możemy być pewni, że Ashlyn przejdzie do następnego etapu.
Jimmy zajął miejsce wśród innych oczekujących zawodników. Po kilku minutach od zejścia ostatniej osoby z pierwszej grupy poczekalnia wypełniła się koordynatorami, pokemonami, kibicami oraz dziennikarzami. Chłopak z trudem doszukiwał się w tłumie znajomych postaci. W oczy rzucił mu się starszy mężczyzna.
- To ty! - zawołał oburzony Daniels.
Bernie odwrócił się na pięcie. W pierwszym momencie nie rozpoznał chłopca, któremu w Darea Town sprzedał "mistyczny kamień".
- My się znamy?- spytał ostrożnie.
- Nie pamiętasz mnie, oszuście? Sprzedałeś mi mistyczny kamień!
- Ciii! - uciszył go Bernie. - Chcesz powiedzieć, że kamień nie działa? - mówił z autentycznym zdziwieniem.
- Jakbyś nie wiedział!
- Niech ci będzie - wzruszył rękoma. - Możesz złożyć reklamację. Obiecuję rozpatrzyć ją w ciągu tygodnia.
- Ło! - ucieszył się Wormly.
Przez moment obawiał się, że sprzedawca nie będzie chciał uwzględnić reklamacji miłego trenera-chłopczyka.
- Gdyby był tu mój tata... - zaczął się odgrażać Jimmy.
- Sproszkowałeś mistyczny kamień?
- Co? Nie... - obniżył ton głosu.
- Bo widzisz, jego moc uwalnia się po sproszkowaniu. Sproszkowanym kamieniem posypujesz pokemona i wtedy działa. Cóż w ramach promocji przyjmij ode mnie tego pokemona - powiedział, wciskając chłopcu pokeball.
- Co to za...
- Pokemon, który zwiększy moje... to znaczy twoje szanse na wyjście z grupy. Powodzenia - dodał, znikając w tłumie.
Jimmy był naiwny. Nie rozumiał, że można zostać oszukanym dwukrotnie. Nie myśląc o nowym nabytku w drużynie schował pokeball do kieszeni. O wiele bardziej interesowało go użycie mistycznego kamienia. Uwagę chłopca przykuł mężczyzna w okularach przeciwsłonecznych i towarzyszący mu pokemon. Tajemniczy pokemon z dużej odległości przypominał człowieka o bujnej czuprynie. Długie, chude ręce kończyły ostrza, które bez trudu mogłyby rozłupać mistyczny kamień. Jednak największą uwagę przykuwały okrągłe, żółte oczy.
Sven Idler i jego Scizored nie brali udziału w konkursach. Zasiadanie na trybunach wśród innych kibiców stanowiło dla trenera i jego pokemona coś na kształt rytuału. Byli tam, aby po prostu być. Sven nie interesował się konkursami. Większość występów wiercił się i rozglądał na boki. Pobyt wśród zawodników i widzów był dla niego czymś w rodzaju uczczenia pamięci, albo momentem na refleksję. Przynajmniej tak to sobie tłumaczył.
- Przepraszam pana - zwrócił się do niego Jimmy.
Widok samotnie błąkającego się po hali konkursowej chłopca z dwójką pokemonów nie zdziwił Svena.
- Ma pan fajnego pokemona. Jaki to typ?
- Stal - odparł. - Scizored.
- Stalowe pokemony są wolne, prawda? - kontynuował.
- Staram się, aby Scizored nie był wolny.
- Tak, czy inaczej musi być silny. Potrafiłby rozkruszyć kamień? - spytał niewinnie.
Idler skinął głową:
- Myślę, że tak.
- W takim razie, czy Scizored mógłby pokruszyć to? - spytał, pokazując mistyczny kamień.
Kilka ruchów ostrzami zmieniło mistyczny kamień w szary proszek. Młody Daniels roztarł powstały produkt po grzbiecie Koliego.
- Ło! Ło! - ekscytował się Wormly.
- Jak starczy to też dostaniesz - uspokoił go trener.
Niezadowolony kot próbował zlizać proszek z futra. Po jednej próbie na jego pyszczku pojawił się grymas.  Mistyczny kamień miał gorzki smak.
- Kyle będzie mi jeszcze dziękował. Chociaż niespecjalnie widzę efekt tego mistycznego proszku.
Sven przyglądał się chłopcu kręcąc głową.
- Trudno, abyś zobaczył efekt.
- Co pan ma na myśli?
- Everstone powstrzymuje ewolucję.
- Wiem, co robi everstone, ale to mistyczny... - do Jimmy'ego zaczęło docierać, że został oszukany po raz drugi. - Nie... To nie może być... Kyle mi tego nie daruje.
Nie tracąc, ani chwili wziął Koliego na ręce.
- Biegniemy do łazienki! To trzeba usunąć!
Ruszając do przodu zderzył się ze Stacey'em.
- Charlie... Tragedia! - zawył, widząc znajomego.
- Jimmy? O co chodzi?
- Myślisz, że mój brat nie zorientuje się, że Koli nie będzie mógł ewoluować?
- No, raczej, a co?
- Poczęstował Koliego everstonem - zaśmiał się Sven.
- To nie jest zabawne! Dlaczego mi nie powiedziałeś, że to nie jest mistyczny kamień? - zarzucił Idlerowi.
- Na arenę zapraszamy zawodników z drugiej grupy - rozbrzmiało przez megafon.
- Co ja teraz zrobię? Nie mam nawet przygotowanego programu na występ! Nic! - zaczął panikować.
W obawie przed zauważeniem przez zdenerwowanego, ale nadal miłego trenera-chłopczyka, Wormly postanowił schować się w pokeballu na czas konkursu.
- Spokojnie. Nie może być tak źle. Wyjdziesz i zaprezentujesz jakiegoś pokemona. To banał - stwierdził Charlie, który zdążył zapomnieć o swojej wcześniejszej tremie i nieudanym początku.
Jimmy szedł jak na skazanie. Tuż obok niego kroczyli Charlie i Koli. Tym bliżej areny się znajdowali, tym głośniejsze wydawały się okrzyki publiczności. Chłopcy zatrzymali się przed wejściem. Na scenie stała Ashlyn i jej Pikaczu.
- Jesteś doskonała - skomentowała występ Paras. - I nie mówię tego tylko dlatego, że jesteś moją siostrą, ale dlatego, że tak myślę.
Zadowolona z siebie Ashlyn zeszła ze sceny. Jej miejsce zastąpiła Laurie.
- To był występ ośmioletniej Ashlyn. Jako trzeci wystąpi najmłodszy uczestnik tego turnieju. Przywitajcie brawami Jimmy'ego Danielsa!
- Idź! - wypchnął go Charlie.
Trema zniknęła w jednym momencie. Chłopak sięgnął do kieszeni po pokeball i rzucił go przed siebie. Miał nadzieję, że sprzedawca mistycznego everstone'a nie oszukał go chociaż w kwestii pokemona. Pokeball uderzył o ziemię. Z jego wnętrza wybiło się światło. Na stadionie pojawił się zielony głaz z płetwami. Pokemon leżał nieruchomo. Większość widzów zaczęła podejrzewać, że jest martwy.
- Szokujący wybór! - zaczęła komentować Laurie. - Jimmy wybrał Zajebistafish!
Na hasło: "Zajebistafish" ryba zaczęła energicznie poruszać się.
- Zajeb! Zajeb! Zajeb!
- Nie! - zaczął się złościć Jimmy.
Dexter Charliego zeskanował pokemona i zaczął mówić:
- Zajebistafish to pokemon ryba. Przez wędkarzy często mylony z kamieniami. Całe życie spędza na dnie jeziora, gdzie w majestatyczny, a wręcz uwodzicielski sposób porusza płetwami. Ważne dla posiadacza Zajebistafish: ryba ta zużywa jedynie miejsce w drużynie i cierpliwość trenera.
- To koniec - podsumował Jimmy.
- Rób coś! - zawołał Charlie.
- Co?
- Użyj jakiegoś ataku!
- Zajebistafish... Jakie ma ataki? - zwrócił się do Stacey'a.
Trener ponownie zeskanował pokemona pokedexem. Po chwili mechaniczny głos przemówił:
- Zajebistafish przez całe swoje życie uczy się tylko czterech ataków. Atak numer jeden. Plusk. Atak ten nie wywołuje żadnego efektu, ale ładnie wygląda.
- Dalej - powiedział zdenerwowany sześciolatek.
- Dwa - odparł pokedex. - Bezużyteczność. Nie jest to atak, ale zdolność, którą Zajebistafish opanował do perfekcji.
Jimmy chciał zapaść się pod ziemię. Zastanawiał się, czy jest sens pytania o pozostałe dwa ataki.
-Trzy. Poruszanie płetwami w sposób majestatyczny, a wręcz uwodzicielski - wymienił kolejny atak. - Jest to rozbudowana wersja pierwszego ataku. W jednym na dwieście przypadków wywołuje on niepokój u przeciwnika.
- Użyj tego ataku! - oznajmił Charlie. - Sędziowie ocenią jego prezencję.
- Może masz rację - przyznał Jim. - Zajebistafish! Poruszanie płetwami w sposób majestatyczny, a wręcz uwodzicielski - wydał komendę.
Ryba zaczęła poruszać płetwami w majestatyczny, a wręcz uwodzicielski sposób. Na widowni zapadła cisza. Po chwili ktoś zaczął klaskać. Wybuchły krzyki i owacje na stojąco, jakich Daniels nie spodziewał się po swojej prezentacji.
Po występie głos zabrała Paras:
- Nie liczę, że będziesz lepszy od Ashlyn, bo to niemożliwe, ale pokaz ujdzie. Widziałam większe dno od tego. Twój pokemon przynajmniej nie sili się na udawanie, że nie jest żałosny.
Jim zszedł z areny. W ręce ściskał pokeball z Zajebistafishem, który miał zniszczyć szanse chłopca na sukces w turnieju. Idąc korytarzem minął sprzedawcę z Darea Town.
- Dzięki! - zawołał.
Bernie odwrócił się, ale nic nie odpowiedział. Liczył, że Zajebistafish pomoże usunąć mu konkurencję, tymczasem sześciolatek całkiem dobrze opanował sytuację. Sprzedawca z Darea Town odsunął od siebie myśli o konkurencji i jej likwidacji. Musiał skupić się na własnym występie.
- Bernie i Digstery zaprezentują nam żonglowanie - Laurie zapowiedziała występ chomików i ich trenera.
Pokemony wzbudziły sympatię widowni, ale nie zmieniły krytycznego podejścia Paras:
- Poziom tej grupy: Ashlyn, długo, długo nic, pozostali, mięczaki, grzyby, bakterie i inne prymitywy, ty i twoje Digstery - podsumowała występ nieuczciwego sprzedawcy z Darea Town.
***

- Nie! - odparła Angela i zdecydowanym ruchem odłożyła słuchawkę. - Matko święta... - westchnęła. - Z tym dzieckiem można dostać hopla.
Angela nie ukrywała, że współpraca z Michaelem była dla niej trudna. O wiele lepiej pracowało jej się z Jordan, z którą odnajdowała wspólny język. Po odejściu Jordan, jej miejsce zajął dwunastolatek. Nie chodziło wyłącznie o wiek (chociaż siedem lat różnicy stanowiło dla Angeli ogromną przepaść), ale o zachowanie najmłodszego z regulatorów. Michael nie rozumiał wielu rzeczy. Czasem odnosiła wrażenie, że wybór dwunastolatka na jednego z "elity" był zbyt pochopną decyzją. Co prawda, Michael przykładał się do misji i z zapałem poszukiwał statuetek Pierota, ale niczego nie robił bez przyczyny. Za każdym jego ruchem krył się jakiś motyw. W przypadku figurek była to chęć skradzenia choćby odrobiny mocy. Jak na swój wiek Michael wydawał jej się wyrachowany i podły. Obawiała się dnia, w którym dorośnie i stanie się równie silny jak pozostała trójka regulatorów.
- Ostatnia osoba z grupy drugiej - przemówił metalowy głos.
Angela wyjęła pokeball i ruszyła wąskim korytarzem na arenę. Uwielbiała konkursy pomimo tego, że wydawały jej się kiczowate i głupie. Brała w nich udział jeżeli tylko znalazła chwilę czasu. Ponadto miała coś, czego brakowało ponad połowie konkurentów - doświadczenie. Nic więc dziwnego, że po występie Seacuddy publiczność biła brawo na stojąco.
- Banał - zaśmiała się pod nosem schodząc ze sceny po występie.
***

Po krótkiej przerwie technicznej zaproszono zawodników z ostatniej grupy. Charlie i Jimmy siedzieli na ławce, przyglądając się zawodnikom. Pod ławką spał Bordobear. Koli zaś siedział na stojącym obok krześle.
- Angela - zaczął Daniels.
- Kto?
- Dziewczyna z mojej grupy. Ta, która była ostatnia - przypomniał koledze. - Jest Regulatorem.
- Kim?
Charlie miał wrażenie, że zostając w Corella Town, zajmując się planami dotyczącymi wielkiej fabryki produkującej kostki do gry, stracił wiele z podróży.
- Szukają jakichś magicznych figurek Pierota - boga idiotów, albo kogoś.
- I co z tego? Żyjemy w wolnym kraju. Chcą niech szukają - wzruszył ramionami Stacey.
- Problem w tym, że te figurki nie służą do niczego dobrego.
Jego rozmówca przewrócił oczyma. Nie miał ochoty na wysłuchiwanie bajek i nieprzydatnych głupot (od tego miał Akademię Pokemon). Wzrokiem przebiegł przez salę. Jego uwagę zwróciła ubrana w czarne uniformy para.
- Zobacz na tych dwoje. Ubrani jak bliźnięta - zaśmiał się.
- Brendan i Brenda! - zawołał Jim.
Z wrażenia sześciolatek zeskoczył z ławki i podbiegł do członków Zespołu Witamina C.
- Czego tu chcecie?!
- Nie twoja sprawa mały gnomie! - warknęła Brenda. - Ale jeżeli już musisz wiedzieć, to biorę udział w konkursie!
- Nie, to ja biorę udział - warknął Jimmy.
- Tak... Widziałam twój pożałowania godny występ - westchnęła Brenda.
- Konkursy są dla dziewuch i maminsynków - zachichotał Brendan.
Do kłócącej się grupy dołączył Charlie.
- To dlaczego jeszcze się nie zapisałeś?
Brendan zaniemówił na moment.
- Ja ci pokażę co to znaczy naigrawać się z Zespołu Witamina C! Piękni i młodzi. Do akcji gotowi... - zaczął motto. - Bredno, teraz twój wers!
- Zamknij się! - warknęła. - Nikt nie może się dowiedzieć, że w konkursie bierze udział członkini złego Zespołu Witamina C!
- Ta... Na pewno ktoś by się tym przejął - stwierdził Jimmy.
Zmagania trzeciej grupy nie odstawały od poziomu dwóch poprzednich. "Hitem" grupy okazał się Zajebistafish Normana, który nie potrafił poruszać płetwami w sposób majestatyczny, ani nawet uwodzicielski. Występ Brendy i Salameona spodobał się. Publiczność uznała go za najlepszą parodię złego zespołu. Nikt nie podejrzewał, że Brenda nie żartowała, mówiąc o zdobyciu władzy nad światem. Z końcem występu Dawn i jej Pikaczu pierwsza część konkursu została oficjalnie zamknięta.
***

Drugi dzień zmagań koordynatorskich miał wyłonić dziesięciu finalistów, którzy spotkają się w następnym etapie konkursu w Townview.
Jimmy stał w przejściu, gdzie miał najlepszy widok na arenę. Ze znudzeniem malującym się na twarzy przyglądał się walkom w grupie pierwszej. Ich poziom, podobnie jak poziom wczorajszych występów nie reprezentował najwyższych lotów. Mimo to można było pośmiać się z niektórych zawodników i ich nieposłusznych podopiecznych. Gwoździem programu okazała się walka Tony kontra Kara. Różowa Isia przypominająca do złudzenia Jigglypuffa z regionu Kanto walczyła z przerażonym Biri. Walka wydała się przesądzona na korzyść Kary i jej Isi. Jednak przed zadaniem ostatecznego ciosu różowa kulka postanowiła zatańczyć tango z elementami rumby.
- Isia! - zawołała bezradna trenerka. - Nie teraz!
Pokemon miał inne zdanie. Nie było lepszego momentu na taniec od kulminacyjnej części walki.
- Biri! Atak powietrzem! - wydał komendę przeciwnik.
Zdezorientowany pokemon przyglądał się tańczącej Isi. Nie potrafiąc ustosunkować się do kiepskiego układu chorograficznego, Biri postanowił odebrać sobie życie poprzez zawał serca.
- Zwycięzcą walki są Kara i jej Isia! - ogłosił sędzia.
- To było mocne - skomentował Jim.
Co drugi trener biorący udział w zawodach używał do walki Pikaczu, Biriego, albo innego pokemona, który potrafi sprawić niespodziankę. Na tle takich przeciwników Koli prezentował bardzo wysoki poziom. Mimo wszystko Jimmy modlił się o bardzo łatwego do pokonania przeciwnika.
- Masz szczęście, że nie walczymy ze sobą - usłyszał.
Tuż obok niego stała Ashlyn i jej Pikaczu. Dziewczynka miała na sobie różową bluzeczkę i żółte sztruksowe spodnie na tle, których Pikaczu był prawie niewidoczny.
- Rozmieniłabym cię na drobne - mówiła dalej.
- Rozmienić to możesz sobie drobne w automacie! - odburknął.
- W każdym razie... - westchnęła. - Powodzenia... Przyda ci się - powiedziała, odchodząc.
W ślad za nią ruszyła żółta "abstrakcja". Rozdrażniony Jimmy wyciągnął pokeball i wypuścił z jego wnętrza Wormly'ego.
- Ło! - ucieszył się robaczek.
Była przecież pora drugiego śniadania.
- Słuchaj! Miałem zamiar użyć Koliego, ale muszę udowodnić tej Ashlyn, że potrafię wygrać z tobą - oznajmił.
- Ło! Ormli! - stwierdził Wormly.
Wormly bardzo chciał zmierzyć się z przeciwnikiem i wygrać dla miłego trenera-chłopczyka, gdyby nie fakt, że źle się dzisiaj czuł. Najwyraźniej wczoraj w centrum podano mu nieświeżą kolację.
- Koniec dyskusji!
- Ło?
- Nie! Koniec licytacji! I mógłbyś ewoluować, albo coś. Pokemony insekty podobno szybko ewoluują.
Miał rację. Pokemony insekty ewoluują szybko, ale nawet najszybciej przemieniający się robak potrzebuje chociaż jednego zwycięstwa, zaś Wormly kombinował na wszelkie możliwe sposoby jak omijać pojedynki.
- Jesteś Jimmy?
- Tak - odparł.
- Cześć - podała mu rękę jakaś dziewczyna. - Jestem Sandra - przedstawiła się.
Widząc malujące się niezrozumienie na twarzy chłopca dodała:
- Dobrali nas w parę i chciałam cie poznać przed walką - powiedziała.
- Walką... - pokręcił głową.
- Chyba się nie denerwujesz? - spytała z uśmiechem na twarzy.
- Ja? Może trochę. Jeszcze nigdy nie walczyłem - oznajmił.
- Nie przejmuj się - machnęła ręką. - Startuję w tym konkursie, ale nie zależy mi na zwycięstwie. Chcę tylko sprawdzić jak się spisze mój nowy pokemon. Ma dopiero kilka tygodni i niewiele doświadczenia, a więc walka będzie wyrównana.
Jimmy nabrał trochę pewności siebie. Kilkutygodniowy pokemon nie może namącić zbyt wiele.
Wormly poradzi sobie z jakimś tam Digsterem, albo innym takim... - powtarzał sobie w myślach.
***

Na arenę walki wyszli Jimmy i Sandra. Rozbrzmiały oklaski i śmiechy.
- Użyj Zajebistafisha! - zawołał ktoś z widowni.
Daniels rzucił nieszczerym uśmiechem i rozejrzał się po stadionie. Widział mnóstwo walk, ale jeszcze nigdy nie oglądał stadionu z perspektywy trenera. Po zapoznaniu się z otoczeniem jego wzrok utkwił w stojącej na przeciw niemu trenerce.
Sandra była niewysoką dziewczyną o krótkich, kasztanowych włosach. Z nieco potarganej czupryny w oczy rzucało się kilka sterczących dredów. Duże brązowe oczy wybijały się nad gąszczem piegów pokrywających policzki. Miała osiemnaście lat, ale jej dziecięcy styl ubierania i niewielka postura sprawiały wrażenie o wiele młodszej.
- Mikalah! Wybieram cię! - zawołała, wyrzucając w powietrze porysowany flamastrem pokeball.
Kula uderzyła w ziemię. Światło wydobywające się z jej wnętrza uformowało niewielkie stworzonko. Na arenie pojawił się brązowy jaszczur o bystrych, czerwonych oczach. Na czubku jego głowy znajdowały się odstające płyty, które przywodziły Jimmy'emu na myśl uczesanie gwiazdy rocka.
Charlie wyjął pokedex i zeskanował stworzonko:
- Mikalah - włączyło się urządzenie. - Smoczy pokemon-dziecko. W chwili wyklucia jego łuska jest bardzo miękka. Twardnieje przez pierwsze trzy lata życia tego pokemona. Mikalah jest bardzo rzadko spotykany.
- Wormly! Wybieram cię!
Naprzeciwko smoka pojawił się przerażony robaczek.
- Ło?
W odpowiedzi usłyszał okrzyk przerażenia.
- Aaa! - smok wydzierał się wysokim, cienkim głosem.
- Tylko nie Wormly - pokręciła głową Sandra.
Pech chciał, że Mikalah bał się pokemonów insektów, a w szczególności Wormlych. Walka wymknęła się spod kontroli. Niewiele myśląc smoczątko zbiegło z areny ignorując polecenia Sandry, a następnie wyrwało z ziemi ławkę.
- Dyskwalifikacja! - zawołał sędzia.
- Wormly! Wygrałeś! - uradował się Jimmy.
Mikalah nie interesował wynik walki, ani krzyki Sandry. Jego jedynym celem było usunięcie insekta z areny. Nie miał zamiaru uśmiercić Wormly'ego za pomocą własnych łapek, a za pomocą prowizorycznej packi na muchy. Wormly zaczął bieg o życie.
- Mika! Mikejla! - wrzeszczał smok próbując trafić ławką w biegnącego robaka.
Jimmy rzucił w stronę uciekającego Wormly'ego pokeball. Z jego wnętrza wystrzeliło światło, a po chwili uformowało się ono w kota.
- Koli! Ratuj Wormly'ego! - wydał mu polecenie. - Atak ostrym liściem!
Atak trawiastego kota zepchnął z areny Mikalah oraz jego "broń". Sytuacja została opanowana.
***

Zawody dobiegły końca. Trzydziestu finalistów zajmowało miejsca w specjalnej loży, w której cierpliwie oczekiwali wyników głosowania. Na scenę wyszła Laurie Robinson. W ręku ściskała kartkę z wynikami. Rozbrzmiały brawa widowni.
- Paras - reporterka zwróciła się do jurorki siedzącej na przeciwko uczestników konkursu. - Możesz jakoś podsumować te dwa dni?
Blondwłosa gwiazda uśmiechnęła się i zaczęła:
- Jestem zaskoczona. Niektórzy uczestnicy pokazali mi dno, po którym sądziłam, że gorzej być nie może, a wtedy ich następcy wykopywali dla siebie dziurę w tym dnie. Jestem zdziwiona, bo w tej edycji turnieju pojawiło się wielu chłopaków, co jest rzadkością. Niestety większość z nich zaprezentowała poziom o jakim przed momencikiem wspomniałam - ciągnęła dalej - na szczęście były osoby, które mnie poruszyły swoją perfekcją i talentem koordynatorskim jak moja siostrzyczka Ashlyn, czy Angela.
- Dzięki za podsumowanie - przerwała jej Laurie. - Przejdźmy do ogłoszenia wyników. Z każdej grupy wyczytam trójkę koordynatorów, która zdobyła najwięcej państwa głosów i jednocześnie przechodzi do następnego etapu. Finaliści z grupy pierwszej - zrobiła pauzę.
Charlie zamknął oczy. Czuł jak jego wszystkie mięśnie więdną. Miał wrażenie, że mdleje. Przed jego oczyma zaczęły wirować kostki do gry. Każda sekunda od momentu otwarcia koperty do wyczytania przez Laurie wyników była dłuższa od poprzedniej.
- Charlie, Eddie i Kara!
Rozbrzmiał oklaski i gratulacje.
- Ja? - spytał Charlie.
Stojący obok niego zdobywca drugiego miejsca skinął głową.
- Jesteśmy dalej!
- Grupa druga... Angela! Alexis! i Jimmy!
- Co?! - rozniosło się głośne zapytanie Ashlyn.
- Ha! Ha! Ha! - ucieszył się Jimmy. - Ja przeszedłem, a ty odpadasz!
Inaczej wyobrażała sobie swoje uczestnictwo w zawodach. Wściekła ośmiolatka uderzyła Danielsa w ramię. Chłopak skrzywił się z bólu, ale nic nie powiedział.
- Wyniki grupy trzeciej. Tradycyjnie od miejsca pierwszego: Sylvia, Crystal i Brenda!
- Brendanie! Pierwszy raz wygrałam! - wyrwała się Brenda.
- Udawaj, że to dla ciebie nic niezwykłego! - usłyszała poradę towarzysza płynącą, gdzieś z tłumu kibiców.
- Racja... - przybrała poważną minę. - Nic wielkiego. Jakiś tam konkurs. Ciągle wygrywam...
Finaliści zajęli miejsce obok prowadzącej program. Po chwili na scenie z gratulacjami pojawili się także Seth Bouswell i Kia.
- To nasza dziewiątka finalistów, z którą spotkamy się za miesiąc w Townview - ogłosiła Laurie. - We finale mamy jeszcze jedno wolne miejsce, ale o tym kto będzie dziesiątym finalistą zadecyduje jury. Paras, kto jest dziesiątym zawodnikiem?
- Wybór był prosty. Po szokujących i niesprawiedliwych wynikach do finału wybieram moją siostrzyczkę, Ashlyn! - ogłosiła Paras.
Ośmiolatka i jej Pikaczu zajęli miejsce obok Jima.
- Ha! I kto się teraz śmieje? - spytała złośliwie.
Daniels zignorował jej pytanie. Jego twarz przybrała wyraz niezadowolenia i poczucia oszukania.
***

Zbliżało się późne popołudnie. Charlie i Jimmy stali przed zamkniętą areną. Hałas jaki towarzyszył dzisiaj, temu miejscu ukrył się w ścianach. Milczeli. Ekscytacja przejściem do następnego etapu zdążyła ich opuścić. Obaj mogli ochłonąć. Zza zakrętu wyłonił się Kyle.
- Twój brat idzie! - pomachał mu Charlie.
- Nie mów mu.
- O czym?
- O Kolim i całej tej akcji z mistycznym kamieniem. Sam mu powiem - stwierdził, aby po chwili dodać: - W odpowiednim momencie.
Charlie wzruszył ramionami. Nie widział nic złego w nieewoluowaniu pokemonów. Sam nie wyobrażał sobie momentu przemiany Bordobeara.
- I jak? - spytał na przywitanie Daniels.
- Obaj dostaliśmy się do następnego etapu - pochwalił się Charlie. - Ruszamy do Townview!
- Dzięki za Koliego - powiedział suchym głosem Jim i oddał bratu pokeball.
- Przydał się?
- Trochę.
- Co robiłeś podczas konkursu? - zmienił temat Charlie.
Daniels uśmiechnął się tajemniczo.
- W zasadzie to nic ciekawego...
Trójka trenerów wyruszyła w stronę Townview.
__________________
  Dex: 95, 104, 113, 126

sobota, 30 marca 2013

Diana Daniels

UWAGA! SPOILERY! 

Diana Daniels
Miasto Corella Town
Profesja Pielęgniarka
Debiut Witaj w Corella Town
Wiek ok. 30
Krewni
  • Henry (mąż)
  • Jim (syn)
  • Kyle (pasierb)
  • Rupert (szwagier)
Osiągnięcia Brak
Wzór Reiko

Charakterystyka Diany
Druga żona Henry'ego, z którym ma syna Jimmy'ego. Pracuje na stanowisku pielęgniarki w szpitalu miejskim. Przyjaźni się z matką Josha i Carrie.


piątek, 29 marca 2013

Dennis Harding

UWAGA! SPOILERY! 

Dennis Harding
Miasto Corella Town
Profesja Profesor
Debiut Witaj w Corella Town
Wiek 44
Krewni
  • zdziwaczała matka
Osiągnięcia
  • tytuł profesora pokemon
Wzór Pierre

Charakterystyka Dennisa
Absolwent Akademii Pokemon z 1983 roku, a także jeden z najlepszych trenerów profesora Corneliusa Poplara. Po tym jak otrzymał Bunny'ego od profesora Poplara zdecydował się zostać profesorem. Po latach studiów powrócił do rodzinnego Corella Town i objął stanowisko mentora i profesora w Akademii Pokemon. Przyjaźni się z Henrym Danielsem. Jest nieśmiały i nieco niezgrabny, ale posiada bardzo dużą wiedzę z zakresu kieszonkowych stworków. Ponadto opiekuje się zdziwaczałą matką.


 Pokemony
 - które ma przy sobie
Bunny Starter otrzymany od profesora Poplara.
 - które posiadał tymczasowo lub nieoficjalnie
Koli Wybrany przez Kyle'a
Bunny Wybrany przez Josha
Sequel Wybrany przez Alissę
Bordobear Oddany Charliemu


czwartek, 28 marca 2013

Rozdział 13: Wspólne korzyści

Pierwsze promienie wschodzącego słońca obudziły mieszkańców Esari City. Na pobliskiej budowie rozległy się odgłosy informujące o rozpoczęciu pracy. Z piekarni rozszedł się zapach świeżego pieczywa, który wabił amatorów ciepłego chleba i pączków będących specjalnością piekarza. Mimo chłodnego poranka kolejne części miasta budziły się do życia. Około siódmej rano otwarto halę gimnastyczną. Obok trybun znajdowała się długa ława z rezerwacjami dla sędziów. Na bocznych ścianach porozwieszano zdjęcia pokemonów oraz ich trenerów.Kilka osób z ekipy sprzątającej uwijało się z ostatnimi dekoracjami. Organizatorzy pracowali całą noc, aby przystosować sportową salę na potrzeby dzisiejszego turnieju.
Ostatnie przygotowania trwały także przed budynkiem. Na drabinie przed wejściem stał mężczyzna w roboczym stroju. W jednej ręce trzymał taśmę klejącą i scyzoryk, a drugą przytrzymywał plakat przedstawiający walczące ze sobą pokemony. Nad stworkami znajdował się czarny napis: "Pierwszy etap konkursu koordynatorów", a niżej: "Zapraszamy". W końcu uporał się z zadaniem i zawiesił reklamę pokemonowego konkursu.
Jedynie jego pokemon, mały Rascal, wydawał się nie przejmować konkursem. Puchaty stworek chodził na tylnych łapkach od czasu do czasu podpierając się przednimi, mocnymi łapami. Sposobem poruszania się na myśl przywodził małpę.
- Tak może być? - spytał schodzący z drabiny mężczyzna.
- Rao - odparł znudzony Rascal.
- Chyba - pokręcił głową pan Eaves. - Chociaż... - zawahał się - wydaje mi się, że jest minimalnie krzywo.
- Ja nie wiem... - odparła siostra Joy.
Mężczyzna zatrzymał się w połowie drogi na ziemię i spytał:
- Ale krzywo? Równo? - próbował wydobyć informacje od pielęgniarki.
- Ja nie wiem... - wzruszyła ramionami. - Czcionka brzydka - dodała.
- Czy widzi pani jak wisi ten plakat? - spróbował raz jeszcze.
- Tak - odparła zdecydowanie.
- Czyli? Równo jest?
- Ja nie wiem... - odparła zirytowana.
Siostra Joy wiedziała, że plakat wisi krzywo. Nie lubiła jednak narzucać innym swojego zdania i wolała pozostawać obojętna.
Seth zszedł z drabiny, aby rzucić okiem na plakat. Wydawał mu się równo zawieszony. Po chwili do grupki zawieszającej plakat dołączyła szesnastoletnia dziewczyna.
Nastolatka przez moment wpatrywała się w plakat, po czym stwierdziła:
- Spoko, może być.
- To na dzisiaj fajrant - westchnął Seth.
- Siostro Joy - przypomniała sobie dziewczyna. - Dzwonił jakiś pan w sprawie zamówienia na lekarstwa dla pokemonów. Oddzwoni potem. Zamówić?
- Ja nie wiem...
- A kto ma wiedzieć? - odburknęła.
- Nie wiem... Ty... Daj mi spokój, bo ja nic nie wiem - powiedziała, odchodząc.
- To się nazywa spaść z deszczu pod rynnę - stwierdziła asystentka Joy.
- Mogło być gorzej - zaśmiał się pan Eaves, po czym wrócił do pracy.
- E, nie mogło - mruknęła niezadowolona.
***

W Centrum Pokemon w Esari City było zawsze czysto. I to była jedyna dobra rzecz jaką można było o nim powiedzieć. Poza higieną nie działało nic. Siostra Joy, której wszystko było obojętne nie leczyła pokemonów, bo jak twierdziła: "ona nie umie", nie dawała noclegów trenerom, bo nie wiedziała gdzie, nie udzielała informacji ponieważ nic nie wiedziała. Kia, która po trzech miesiącach walki w z przełożoną w centrum w Novan City odetchnęła z ulgą, gdy dowiedziała się o swoim przeniesieniu. Jej początkowy entuzjazm minął z momentem, w którym poznała siostrę Joy z Esari City. Jedynym obowiązkiem z jakiego wywiązywała się Joy było sprzątanie. Każdego dnia przed otwarciem centrum odkurzała, myła okna, podłogi, ścierała kurze i parzyła herbatę.
Z daleka centrum wydawało się przeciętne. Był to niewysoki budynek, do którego wejścia broniły drewniane figurki ognistych pokemonów. Jimmy zatrzymał się przed figurką Bunny'ego i postukał w nią.
- Drewno - stwierdził po odgłosie.
- Wspaniale, a teraz chodź - ponaglił go brat.
Młodszy z Danielsów przyśpieszył kroku. Kyle pchnął ogromne drzwi i przepuścił przodem brata.
- Ał... - rozległ się pisk Jimmy'ego.
Kyle raz jeszcze spojrzał na napis na drzwiach: "Uwaga! Mokra podłoga".
- Uważaj, młody! - rozległ się krzyk. Po chwili przebił go jeszcze większy wrzask: - Kyle!
Przed chłopcami stała szesnastoletnia dziewczyna.
- Kia? - zdziwił się starszy z braci. - Co ty tutaj robisz?
- Praktyki - westchnęła. - Muszę je odbyć w kilku centrach.
- I jak? - spytał, podchodząc do niej.
- Narzekałam na Joy z Novan, ale tu jest znacznie gorzej - rozgadała się. - Tam, co prawda musiałam sprzątać łazienki, a tu dla odmiany muszę robić wszystko. Idzie - dodała, kierując spojrzenie na zmierzającą w ich stronę Joy.
Pielęgniarka przeszła nie zwracając uwagi na leżącego na podłodze chłopca.
- Chciałbym... - zaczął Kyle.
- Nie do mnie - mruknęła pod nosem. - Ja nic nie umiem. Niech Kia ci pomoże - odparła.
- A nie mówiłam? Wszystko ja!
Daniels przerzucił błagalne spojrzenie na Kię. Ta tylko pokręciła głową.
- Daj pokeballe. Sprawdzę jak się czują twoje pokemony - powiedziała.
Ze zdziwieniem odebrała kule i spytała z ciekawości:
- Tylko trzy?
- A na ile liczyłaś?
- No... Mamy prawie koniec wakacji. Jeden miesięcznie? Dwie godziny temu był tu Josh. W pokedexie ma zaklepane jedenaście pozycji - wyjaśniła.
- Jedenaście? - powtórzył Jim. - Złapanych? Przy Joshu wypadasz blado - skomentował osiągnięcia brata.
- Odwal się - uciszył go.
- A odznaki? - dopytywała się z ciekawości Kia. - Josh wyszedł właśnie po trzecią.
- Też się po nią wybieram - mruknął Kyle. - Możesz mi coś powiedzieć o tutejszym liderze? - zmienił temat.
- Seth Bouswell - podała jego imię i nazwisko. - Jest najprzystojniejszym z liderów jaki chodzi po ziemi. Ma trzydzieści dwa lata i jest spod znaku strzelca. Ponadto jest zabójczo przystojny. Fajny, inteligentny, przystojny, dowcipny. Gdyby on był młodszy, a ja mądrzejsza to wióry by leciały - rozmarzyła się.
Danielsowie przypatrywali się przez moment Kii, której nieobecny wzrok powrócił dopiero po chwili.
- O czymś zapomniałam?
Typ, strategia...- pomyślał Kyle, po czym odparł:
- Nie. Wiem już wszystko.
- I jest dobrym organizatorem - dodała po chwili zastanowienia. - Ja i Joy pomagamy mu w przygotowaniach do konkursu koordynatorskiego.
- Konkursu? - zaciekawił się Jimmy.
- Prezentacje pokemonów, walki i takie tam bzdety - wyjaśnił mu pokrótce brat.
- Mogę się zapisać? - rzucił bez namysłu Jimmy.
- Jasne. Brakuje nam jeszcze kilku półfinalistów, a więc każde zgłoszenie jest mile widziane.
- Dzięki, Kia! Jesteś fajniejsza...
- Niż mój brat - dokończył zdanie Kyle. - To nawet dobry pomysł. Ty zajmij się Jimem, a ja w międzyczasie wyzwę na pojedynek lidera, a potem spotkamy się na arenie konkursów - wyjaśnił swój plan.
Domyślał się, że konkursy odbywają się w przystrojonym budynku, który mijali rano.
***

Arena lidera znajdowała się w centrum miasta. Przechodząc obok rzędu budynków trudno było stwierdzić, że pomiędzy dwiema kamienicami znajduje się sala, gdzie wyzwania przyjmuje Seth Bouswell. Mimo to Kyle znalazł miejsce bez większych problemów w przeciwieństwie do Josha, który błądził dłuższą chwilę.
- No, to jestem - westchnął.
Mimo że był to już trzeci lider Danielsowi nadal towarzyszyła trema początkującego. Przed wejściem wyjął obrączkę i ucałował ją. Drzwi areny otworzyły się. Z wnętrza budynku wyszły dwie osoby Josh i dobrze zbudowany mężczyzna. Tuż za nieznajomym podążał mały Rascal. Allen wyglądał inaczej niż zwykle. Jego ponura twarz przepełniona była niepokojem i zdenerwowaniem. Kyle niechętnie ruszył w ich stronę.
- Chcę z tobą walczyć - oświadczył Josh.
- Za miesiąc - odparł Seth.
- Za długo. Nie można tego przyśpieszyć?
- Znasz regulamin turnieju? "W razie przegranej z liderem... - zaczął cytować zasady - ...trener ma prawo wyzwać go po raz drugi, ale nie może uczynić tego wcześniej niż za trzydzieści dni od terminu ostatniej walki".
Zasada miała na celu wyeliminowanie słabszych trenerów lub przynajmniej opóźnienie ich podróży. Kyle nie rozumiał sensu tej zasady, ale niespecjalnie się tym przejmował. Większość zasad ligi Jhnelle wydawała mu się absurdalna, idiotyczna, albo kretyńska.
- Nie mogę tyle czekać. Lada moment kończą się wakacje - upierał się trener.
- Trudno.
- Ale... Teraz mam strategię.
Seth wybuchnął śmiechem.
- To znaczy, że wcześniej nie miałeś?
- Miałem, ale nie odpowiednią - zaczął się gubić.
- Cześć - przywitał się Kyle.
Josh pokrył się rumieńcem.
Nie wyobrażał sobie nic bardziej upokarzającego jak przyznanie się do porażki przy znajomym z Corella Town. Oczyma wyobraźni widział szyderczy uśmiech Kyle'a z powodu jego przegranej.
- Chciałem cię wyzwać na walkę - oznajmił Kyle.
- Nie widzisz, że teraz ja rozmawiam z liderem? - warknął Josh.
- My już skończyliśmy rozmowę. Do zobaczenia za miesiąc - odparł Seth. - A ciebie zapraszam do środka.
- Powodzenia - powiedział nieszczerze Josh, odchodząc od drzwi.
- Wzajemnie.
- Znacie się? - spytał Seth.
- Tak - skinął głową Daniels. - Chodziliśmy do jednej klasy.
Bouswell zamyślił się, po czym oznajmił:
- Proponuję umowę - zwrócił się do Josha. - Dostaniesz drugą szansę, ale pod warunkiem, że nauczysz dowolnego pokemona swojego kolegi ataku elektrycznego łańcucha.
- Przecież powiedziałeś, że ten atak to słaby punkt twoich pokemonów - zdziwił się Allen. - To tak jakbym miał podarować mu odznakę.
- Mogłeś użyć tego ataku podczas walki, a ty co zrobiłeś? Zachowywałeś się jakbyś walczył z pierwszym lepszym trenerem, a nie doświadczonym liderem. Zlekceważyłeś mnie i tyle. Z resztą twój wybór. Pójdziesz na ustępstwo to dostaniesz szansę, albo czekaj miesiąc.
- Zgoda - mruknął. - Nauczę.
- A co jak ja się nie zgodzę? - sprzeciwił się Kyle.
Josh wziął głęboki wdech.
- To obaj spotkamy się tutaj za miesiąc. Jeżeli ja sobie nie poradziłem to ty nie masz czego tam szukać - wyjaśnił.
- A skąd ty możesz to wiedzieć?
- Bo mimo wszystko jestem trochę lepszy. Mówię szczerze... Seth jest trudnym przeciwnikiem. Daj sobie pomóc i... - wziął wydech - pomóż mi.
Daniels zgodził się.
***

Kyle i Josh wrócili do centrum. Budynek stał pusty. Wszyscy trenerzy byli na otwarciu konkursu koordynatorów. Jedynie Joy zajmowała miejsce w recepcji. Kyle rzucił plecak na ziemię i usiadł na ławce.
- Najpierw sprawdźmy jaki z twoich pokemonów może nauczyć się elektrycznego łańcucha. Co masz? - spytał Josh.
- Koli, Hawk i Rathvil - wymienił.
- W takim razie Rathvil - zadecydował, po czym wyjął swoje pokeballe. - Wychodźcie wszyscy - dodał wyrzucając kule w powietrze.
Przed chłopcami zmaterializowały się cztery pokemony: Rabbit, Ringrock, Cas i Biri, który zemdlał na widok duszka.
- Twój Bunny ewoluował? - ożywił się Kyle.
Josh skinął głową.
- Po drodze do Esari wyzwałem jeszcze kilku trenerów i mamy efekt.
Rabbit był znacznie większym i lepiej zbudowanym pokemonem od swojej poprzedniej formy. Plecy i długie uszy pokemona zdobiły wesoło tańczące płomienie. Jednak największe wrażenie robiły duże wesołe oczy królika.
- Rabbit - przemówił wielki mistrz D. - Jest o wiele lepszym pokemonem, niż wszystkie twoje razem wzięte i w lidze Josh bez... - nim zdążył skończyć znalazł się w plecaku Danielsa.
- Twój pokedex jest jakiś dziwny.
- Matka profesora zalała go kawą - wyjaśnił. - To chyba nadmierna ilość kofeiny tak na niego wpłynęła.
- Dlatego nie ruszam kawy - oznajmił Josh.
- Masz także Biriego...- zmienił temat Kyle. Podniósł stworka i dodał - albo raczej miałeś.
- On żyje. To nie zawał. On tylko zemdlał. Udało mi się wypracować u niego jakąś odporność na zawały serca - spróbował jakoś nazwać umiejętność Biriego.
- Fajnie.
- Nie bardzo. Przy wypuszczeniu z pokeballa mdleje, albo ma stan przed zawałowy - wyjaśnił.
- Biri! - ocknął się pokemon, aby po chwili znowu stracić świadomość na widok obcego trenera.
Kyle wyjął granatowo-białą kulę i potoczył ją po ziemi. Z wnętrza greatballa wyłonił się szczur.
- Hh! - powiedział krótko na widok innych pokemonów.
- Rathvil, dzisiaj nauczymy się nowego ataku.
- Hrah!
- Wiem, że lubisz atak suszeniem zębów, ale nim raczej świata nie zawojujemy - wyjaśnił trener.
- Hh! - szczur nie przyjmował tego do wiadomości.
- Jak nauczyć pokemona ataku?
- Nie mam pojęcia... - przyznał Josh.
- Myślałem, że ty wszystko wiesz.
- Też byś wiedział chodząc na lekcje.
- Punkt dla ciebie. To co robimy? - spytał Kyle.
- Pokemony powinny przyswajać ataki i umiejętności. Typ normalny ma zdolność poznawania ataków innych gatunków. Może niech spróbuje powtórzyć atak po Rabbitcie?
Trenerzy oraz ich pokemony wyszli przed Centrum Pokemon, gdzie było znacznie więcej miejsca na trening.
Rabbit odbił się od ziemi. Zrobił salto w powietrzu, po czym wylądował kilka metrów dalej. Przez przednią łapę przeszła energia elektryczna. W momencie uderzenia nią o ziemię prąd rozszedł się wokoło królika.
- Proste - skomentował Allen.
- Aha - pokiwał głową Kyle. - Rathvil... To nic trudnego. Twoja kolej.
- Hah! - odparł szczur.
Mimo wszystko wolał pozostać przy ataku suszenia zębów, który wydawał mu się bezpieczniejszy i prostszy w wykonywaniu. Po próbach wielu próbach nakłonienia Rathvila do wykonania zadania, chłopcy osiągnęli sukces. Pokemon zdecydował się zrobić przewrót (tyle że na ziemi).
- Koziołki dobrze mu wychodzą - stwierdził Kyle.
- Mógłby robić je w powietrzu - przyznał drugi z trenerów: - Zróbmy sobie przerwę - oznajmił, po czym wstał z ławki i ruszył w stronę stojącej obok budki telefonicznej. Po chwili zastanowienia wykręcił numer. Nastąpił jeden sygnał.
- Mamo, tu Josh - zaczął niepewnie.
- Josh? Słabo cię słyszę.
- Co u was? - powiedział głośniej.
- U nas? Wszystko w porządku. Carrie czuje się dobrze. A ty? Gdzie teraz jesteś?
- Dotarłem do Esari City. Powiedz coś więcej o Carrie - wrócił do siostry.
- Carrie bawi się na podwórku. Tęskni za tobą i za tatą. Wczoraj byłyśmy zapisać ją do pierwszej klasy... - mówiła smutnym głosem.
- I co myśli o szkole? Podobało jej się tam?
- Póki co tak. Powiedziała, że chce iść do Akademii Pokemon jak ty.
- Pozdrów ją ode mnie - dodał.
- Walczyłeś już z liderem? - zadała pytanie, którego się obawiał.
- Nie... - odparł niezdecydowany. - Właśnie się wybieram do niego.
- A ogólnie jak ci tam idzie?
- Dobrze. Mam dobry skład, dużo trenuję. Większość złapanych pokemonów odsyłam do laboratorium profesora. Możecie iść z Carrie obejrzeć je. Będę już kończył. Cześć.
- Pa.
Odłożył słuchawkę i odetchnął.
- Na co się patrzysz? - warknął, zauważając spoglądającego na niego Kyle'a.
- Nie myślałem, że ty potrafisz kłamać. Nie przyznałeś się, że miałeś już walkę z Sethem.
- Nie wtrącaj się. To, o czym rozmawiam z moją mamą jest wyłącznie moją sprawą - oświadczył.
- Twoja siostra jest na coś chora, prawda? - zignorował wcześniejsze słowa Allena. Na jego pytający wzrok odparł: - Mój brat jest w z nią w grupie przedszkolnej i stąd wiem. To przez nią?
- Nie wiesz o co chodzi, więc nie wtrącaj się w nie swoje sprawy - usłyszał.
- No, jasne... Nie moje, ale to ty udajesz doskonałego, obojętnego na wszystko trenera, a boisz się przyznać, że przegrałeś walkę. Wielkie mi co! Przegrałeś. Zdarza się.
- Wiem - odparł podniesionym głosem. - Ale one nie muszą o tym wiedzieć. Jak chcesz to się przyznawaj do przegranych i wmawiaj sobie, że mimo to jesteś świetny, ale ja tak nie potrafię. Wyznaczam sobie cel i idę do niego, a celem jest zdrowie mojej siostry - mówił ze złością. - Jest poważnie chora, a leczenie jest drogie. Zwycięstwo w lidze Jhnelle to forsa na jej lekarstwa. Nie mam czasu na bawienie się i przegrywanie. Mam dość takich jak ty - skończył spokojniejszym głosem.
- Znaczy jakich? Szczerość za szczerość.
- Pracowałem całe trzy lata, aby zostać zauważonym i wybranym przez Hardinga, a ty? Połowę zajęć opuściłeś, a drugą połowę przespałeś. Nie wmawiaj mi, że na wybór ciebie jako trenera nie miała wpływu pozycja twojego ojca - warknął.
- Mój tata pracował na to kim dzisiaj jest równie ciężko jeśli nie ciężej, od tego jak tobie się wydaje, że pracujesz - oświadczył. - To przykład człowieka, który robi wszystko dla rodziny. I dzięki niemu jestem tutaj. Nawet jeżeli nie znoszę treningu to cieszę się, że może być ze mnie dumny, a więc zamknij mordę i waż na słowa.
W tej samej chwili Rathvil wykonał obrót w powietrzu. Jego ogon pokrył się złotą poświatą. Uderzając w ziemię na boki rozprysły iskry. Kilka Birich siedzących na drzewie umarło z przerażenia.
- Rathvil! To jest elektryczny łańcuch?! - zawołał zaskoczony trener.
Josh przytaknął.
- Nauczyłeś go! Teraz, wystarczy, że zaprezentujemy atak przed Sethem.
- Nie, jeszcze nie. Rathvil musi dopracować atak - stwierdził.- Zabierajmy się do pracy.
Dwie godziny i trzy Biri później, Rathvil opanował atak elektrycznym łańcuchem do perfekcji. Przez moment Allen miał dziwne odczucie, że szczur włada nim znacznie lepiej od Rabbita. Szybko odgonił od siebie myśl.
- Brawo! - rozbrzmiały oklaski.
Z budynku centrum wyszedł Seth.
- Byłeś tu cały czas? - zaniepokoił się Josh.
- Cały nie... Może z trzydzieści minut? Wywiązałeś się z umowy. Mogę przyjąć twoje wyzwanie - oznajmił. - Kyle - zwrócił się do drugiego z chłopaków - ty będziesz sędziował.
Daniels przytaknął.
- Rabbit - Josh skinął głową na stworka.
Królik wyszedł przed trenera. Seth wyjął zza pasa pokeball i rzucił przed siebie.
- Volcano, wybieram cię!
Przed Rabbitem pojawił się stwór przypominający kształtem górę. Z czubka pryskała czerwona ciecz.
- Volcano - powiedział mistrz. - Pokemon wulkan.
- Co dalej?
- Nie wiem więcej - mruknął zirytowany. - Jak chcesz to mogę podać przepis na naleśniki- zaproponował.
- Nie, to nie jest konieczne - powiedział, chowając pokedex.
- Rabbit - zaczął Josh. - Naszą przewagą jest prędkość. Wykorzystaj to!
- Wymioty lawą - wydał rozkaz lider.
Z wnętrza Volcano wystrzeliło kilkanaście ognistych kul. Poszybowały w niebo, aby po chwili zacząć spadać na ziemię. Rabbit wyminął wszystkie.
- Volcano jest połączeniem typów ognistego i kamiennego. Atak elektrycznym łańcuchem nie poskutkuje... - zaczął kalkulować Allen. - Spróbuj, kopania.
Królik kilkakrotnie uderzył w twardego przeciwnika, ale ciosy nie zrobiły na nim wrażenia.
- Myślałem, że jesteś bardziej domyślny - przewrócił oczyma Seth.
- Elektryczny łańcuch? Nie... - odrzucił możliwość zastosowania ataku. - Rabbit, biegnij w stronę Volcano!
Pokemon wulkan zaatakował eksplozją. Słup czerwonej lawy wystrzelił w powietrze. W tym samym momencie Rabbit odbił się od ziemi i znalazł się na wysokości ognistej fontanny.
- Ognisty atak! - rzucił polecenie Josh.
 Królik wypluł z pyszczka ogromny płomień, który objął całego Volcano.
- Dobrze... - pochwalił go Josh.  - Teraz użyj elektrycznego łańcucha.
Królik wybił się wysoko w powietrze. Niczym rozpędzona kometa zaczął spadać wprost na przeciwnika. W końcu wylądował na Vulcano wydzielając z siebie energię elektryczną. Pokemon lidera nie miał sił na odparcie drugiego ataku.
 - Sprytne. Jeden atak osłabia, a drugi wykańcza. Bezpieczna i skuteczna taktyka - sędzia określił sposób walki. - Volcano jest niezdolny do walki. Zwycięzcą pojedynku zostaje Rabbit.
- Udało się - odetchnął z ulgą Josh.
- Gratuluję. Odznaka Lawy jest twoja - oznajmił Seth. - To był całkiem dobry mecz.
Przed zachodem słońca Josh opuszczał Esari City. W dłoni ściskał odznakę, którą zdobył w dzisiejszej walce. Pojedynek, który stoczył w Esari przebiegał inaczej od wcześniejszych walk. Nie umiał wyjaśnić, na czym polegała różnica, ale czuł, że po dzisiejszym dniu wiele rzeczy w jego treningu uległo zmianom. Nie zmienił się wyłącznie cel podróży.

środa, 27 marca 2013

Henry Daniels

UWAGA! SPOILERY! 

Henry Daniels
Miasto Corella Town
Profesja Lider
Debiut Witaj w Corella Town
Wiek 44
Krewni
  • Kyle (syn)
  • Betty (pierwsza żona)
  • Diana (druga żona)
  • Jimmy (syn)
  • Rupert (brat)
Osiągnięcia
  • top 6 turnieju Jhnelle w 1983/1984
  • status lidera Boheme City
Wzór Limone

Charakterystyka Henry'ego
Absolwent Akademii Pokemon z 1983 roku, a także jeden z najlepszych trenerów profesora Corneliusa Poplara. Jako pokemona startowego otrzymał Koliego. Wysoka lokata w turnieju ligowym pozwoliła mu na zostanie liderem w odległym Boheme City. Po zaginięciu żony musiał pogodzić obowiązki lidera i ojca. Po latach ożenił się z Dianą, z którą doczekali się drugiego syna. Henry chce, aby Kyle i Jimmy byli w przyszłości trenerami task jak on.Jego najlepszym przyjacielem, jeszcze z czasów szkolnej ławki, jest Dennis Harding.

Historia pojedynków

 Pokemony
 - które ma przy sobie
Miami Dorosła forma Koliego. Jego najpotężniejszy pokemon.
Vx Używa go do pojedynku z synem. Pokonany przez Huffa.
Poiseon Używa go do pojedynku z synem. Prawie pokonuje Koliego.
Statusent Forma trująca.
 - które ewoluowały, wypuścił, lub wymienił
Koli Starter otrzymany od profesora Poplara.


 Pojedynki Henry'ego
 Przeciwnik Użyte pokemony Rezultat Wynik Nagroda Rozdział
 Przyjmujący Wyzywający
Thomas
Miami Nierozstrzygnięty - - 22

Kyle Vx, Poiseon Przegrana 2-1 - 34
Robin Miami Przegrana 1-0 - 53

wtorek, 26 marca 2013

Alex Wolfberg

UWAGA! SPOILERY! 

Alex Wolfberg
Miasto Novan City
Profesja Złodziej
Debiut Novan City (I)
Wiek 26
Krewni ?
Osiągnięcia
  • miano złodzieja z Novan
Wzór Rudy

Charakterystyka Alexa
Alex znany jest jako złodziej z Novan City. Jest inteligentny i zawsze potrafi wykaraskać się z kłopotów. Jego mottem życiowym, które powtarza sobie przed każdą akcją jest: "Nie ma problemu. Musi się udać". Jest bardzo przesądny. Po kradzieży naszyjnika z czarną gwiazdą decyduje się na podróż po Jhnelle w poszukiwaniu cenniejszych rzeczy. Po spotkaniu Alissy oddaje jej naszyjnik, gdyż wierzy, że zaczął mu on przynosić pecha.

Historia pojedynków

 Pokemony
 - które ma przy sobie
Serian Pokemon służący jako transport


 Pojedynki Alexa
 Przeciwnik Użyte pokemony Rezultat Wynik Nagroda Rozdział
 Przyjmujący Wyzywający




















poniedziałek, 25 marca 2013

Rozdział 12: Piątek trzynastego

Friday siedział do połowy zanurzony w wodzie. Bystry wzrok pokemona szukał jakiegoś punktu odniesienia. Nie pamiętał którędy przypłynął, ani w którą stronę powinien udać się dalej. Przez moment zastanawiał się nad wyjściem na ląd. Szybko odrzucił takową możliwość. Wolał nie ryzykować spotkania z zapalonym mistrzem pokemon, który myśli pokeballem, a nie głową. Z lądu dobiegły go czyjeś głosy. Odruchowo zanurkował.
Na plaży pojawiły się dwie postaci ubrane w identyczne uniformy.
- Brendanie! - zdenerwowała się blondynka. - Popełniłeś głupotę!
- Szanuję twoją opinię, ale Zespół Witamina C nie popełnia głupot!
- Działamy w drużynie! - przypomniała mu. - Wymagam od ciebie profesjonalizmu. Twój stosunek do ważnych spraw może zaważyć na zniechęceniu ewentualnych kandydatów do zespołu.
- Przesadzasz - machnął ręką.
- Nie! Jako zorganizowana szajka przestępcza musimy na sobie polegać! Nie mogę ci ufać jeśli popełniasz tak rażące błędy - złościła się. - Jak mogłeś podczas recytacji naszego motta przedstawić nas jako Zespół Witamina B6? - dodała z żalem.
Friday wypłynął na powierzchnię i jeszcze przez moment przyglądał się kłócącej parze. Nie potrafił pojąć jak głupi mogą być niektórzy ludzie.
***

"Nie ma problemu. Musi się udać" - powtarzał to zdanie w kółko. Z każdym następnym wypowiedzeniem formułki nad jego spokojem górę brała złość. Zgrzytając zębami powtórzył po raz ostatni:
- Nie ma problemu... Musi się udać - powiedział. - Cholera! - wydarł się wreszcie.
Rozzłoszczony rzucił wędkę przed siebie.
- To całe łowienie jest do kitu! "Zachowaj spokój i cierpliwość". Co to za denna porada? - pytał samego siebie. - Równie dobrze mógł powiedzieć, za który koniec wędki mam trzymać!
Alex jeszcze przez moment próbował zrozumieć o co mogło chodzić sprzedawcy wędki z Darea Town, mówiąc o spokoju i cierpliwości. W końcu doszedł do wniosku, że sprzedawca nie znał się na łowieniu ryb. Tym bardziej, że chwilę przed wciśnięciem mu wędki, próbował wcisnąć mu także jakiś "mistyczny kamień".
- Mogłem kupić ten kamień - przyznał. - Prędzej ogłuszyłbym nim jakąś rybę niż coś złowię na ten szmelc - wściekał się.
W końcu dał za wygraną. Spokojnie odłożył sprzęt wędkarski i wstał z miejsca. Zrobił kilka kroków po drewnianym pomoście i rozejrzał się dookoła. Droga przed nim wydawała się częściowo zalana. Fale morskie wylewały się na drewnianą kładkę, aby po chwili spłynąć z niej z powrotem do oceanu. Most z drewnianych szczebli nie wyglądał na bezpieczny, ale stanowił jedyną, krótką drogę do Boheme City.
Sam nie wiedział dlaczego chce iść akurat tam. Kilka dni temu ktoś opowiadał mu o "megalitach błazna", które kiedyś znajdowały się właśnie w tym miejscu. Podświadomie czuł chęć zobaczenia miejsca, gdzie kiedyś stały budowle hołdujące Pierota. Odruchowo wyjął z kieszeni łańcuszek z gwiazdą, aby przejrzeć mu się w słońcu.
- Od kiedy cię ukradłem mam wiecznego pecha - stwierdził.
Jeszcze nigdy nie chciał się pozbyć jakiegoś przedmiotu, tak bardzo jak "czarnej gwiazdy" w tym momencie. Alex Wolfberg nie wierzył w przesądy i gusła, ale wolał być ostrożny. Nie bał się czarnych kotów, a to że ich unikał tłumaczył alergią na sierść, bo jak powszechnie wiadomo czarne koty uczulały bardziej od tych czarno-białych. Nie przechodził pod drabiną tylko z racji, że było to mało wygodne. Omijał pechowe liczby, bo... Bo w rzeczywistości był przesądny jak mało kto. Będąc włamywaczem nauczył się ufać intuicji i nie kusić losu.
Ścisnął błyskotkę w dłoni i wziął zamach. Drewniany most zadrżał, zdradzając tym samym, że na kładce znalazła się jeszcze jedna osoba. W stronę chłopaka zmierzała Alissa Christeensen. Na jej widok momentalnie opuścił rękę. Medalik po raz kolejny został ocalony przez wyrzuceniem.
- Możesz mi powiedzieć, którędy do Boheme City? - spytała dziewczyna od razu przechodząc z nieznajomym na ty.
Alex wskazał palcem przejście przez pomost. Droga ginęła gdzieś pomiędzy dużymi falami, które od czasu do czasu uderzały w prowizoryczne molo.
Alissa spojrzała na rudzielca z niedowierzaniem.
- Ale czy to nie jest niebezpieczne? - spytała po chwili zawahania.
- Jest - odparł. - Podobno tylko w tym roku zginęło tam sześciu trenerów.
- Już to widzę... - westchnęła. - Siostra lidera z Irina City ginie zmyta z lipnego mostu. Co za dramatyzm - mówiła jednostajnym głosem.
W końcu usiadła na mostku, a wzrok skierowała w dal.
Zastanawiała się, czy niewarto byłoby zawrócić w stronę Lakeside Town. Przejście prowadzące do Boheme City wyglądało jakby za moment miało się rozpaść. Z drugiej strony została w tyle za Joshem i Kylem. Zmiana trasy tylko powiększy dystans pomiędzy nimi. Chociaż nigdy nie uważała, że rywalizuje z Kylem, z Joshem - być może, ale Daniels był jej kolegą i czuła w stosunku do niego sympatię, a nie chęć pokonania. Nie chciała jednak, aby profesor Harding postrzegał ją jako "tę ostatnią".
- Gdybym miała kartę z opisem techniki surfowania... - mruknęła. - Wtedy razem z Sequelem pokonalibyśmy drogę w miarę bezpieczny sposób.
- Karty... Instrukcje nauki ataków... - zaśmiał się Alex. - Nie chcę cię wybudzać ze świętych przekonań na temat potęgi kart, ale dla mnie ta cała ich moc - podkreślił ostatnie słowo - to zwykła lipa dla początkujących i naiwnych trenerów, od których producenci kart chcą zwyczajnie wyłudzić pieniądze.
- Nie do końca - sprzeciwiła się dziewczyna.
- Jasne! - Wolfberg zaśmiał się po raz drugi. - Bo bez ich pomocy pokemon nie potrafi pływać, ani latać.
- Pewnie, że potrafią - zgodziła się Alissa. - Karty nie uczą ich ataków, a jedynie doradzają trenerom. Przykładowo mój Sequel jest za słaby, aby przeprawić się ze mną przez wodę. Karta to taka pożyteczna porada.
Z przerażeniem musiała stwierdzić, że zaczyna mówić jak Josh.
Alex już chciał coś powiedzieć, ale ugryzł się w język. Z natury nie lubił się kłócić z tymi, którzy nie mają racji, a w jego wypadku oznaczało to wszystkich. Zaczynał być zły na siebie. Gdyby nie jego komentarz dotyczący "pożytecznych porad z kart" mógłby oszukać trenerkę i wcisnąć jej jakąś podróbkę karty.
Wysoka fala uderzyła w mostek. Alex zdążył się odsunąć, Alissa miała mniej szczęścia. Przemoczona wstała z miejsca i wypluła z ust słoną wodę.
- Zgroza! - zawyła.
- Fri! - przytaknął jej pokemon.
- Jezu! Co to? - wystraszyła się dziewczyna.
Obok niej stał dużych rozmiarów szary szczur z rybim ogonem. Stwór budził respekt. Jego oczy błyszczały jak czarne kryształy. Przednie łapy sprawiały wrażenie silnych i ciężkich, a kończyły się płetwami. Płetwa grzbietowa ciągnęła się od grzbietu do ogona.
- Friday - przemówił Dexter. - Drapieżnik mogący żyć zarówno w zbiornikach wodnych jak i w ich pobliżu. Do poruszania się w wodzie używa płetw i silnego ogona przypominającego syreni. Występuje w pobliżu miast Boheme i Darea.
- Boheme City? Darea Town? - zdziwił się Alex. - To szmat drogi. Może się zgubił?
- Fri dej! - powiedział pokemon.
- Jest uroczy - stwierdziła Alissa. - Chcę go w drużynie - dodała, wyciągając pokeball.
Nie przeszkadzało jej, że miała już wodnego pokemona. Friday wyglądał na szybkiego, silnego, a co najważniejsze doświadczonego w walce pokemona.
Kolejna fala wylała się na przejście. Drewniany mostek zaskrzypiał pod ich ciężarem jakby z bólu.
- Piękni i młodzi - rozległo się.
Alex, Alissa i Friday spojrzeli przed siebie. W odległości kilku metrów od nich stały dwie postaci. Na widok Brendana i Brendy, Christeensen opadły ręce. Początkowo bawiło ją zachowanie oraz motto wrogiego zespołu, ale z czasem zachowanie pary złodziei stało się dla niej irytujące.
- Do akcji gotowi – zawołała Brenda.
- Złodziejskiemu kodeksowi honorowi - dodał Brendan.
Rudzielec spojrzał na stojącą obok dziewczynę.
- Czy oni są poważni? - spytał.
- Powinieneś zapytać raczej, czy mają wszystko dobrze z dekielkiem - stwierdziła Alissa.
- Nic nam nie zaszkodzi - kontynuowała członkini zespołu.
- Nie wiesz kto przybył.
- Nie wiesz z kim masz do czynienia.
- Za pomocą palca skinienia.
- Obrócimy ziemię w pył.
Wypowiedziawszy ostatnie zdanie Brenda westchnęła i całą uwagę skierowała na Brendana, który przemówił:
- Zespół Witamina C!
- Od razu zaznaczam!- wtrąciła dziewczyna. - Nie mamy nic wspólnego z działalnością Zespołu Witamina B6!
- Brendo! Ile razy mam cię jeszcze przepraszać? - westchnął jej towarzysz. - To z tą witaminą B6 to zwykłe przejęzyczenie. Wiesz przecież, że dla mnie liczy się jedynie rozbudowa Zespołu Witamina C.
- Zbierajmy się stąd - oznajmiła Christeensen.
- Znasz ich?
- Tak i bardzo tego żałuję - stwierdziła, wycofując się.
Zatrzymana przez złowrogi zespół para zaczęła dyskretnie oddalać się. Friday mruknął coś pod nosem i podążył w ślad za nimi.
- Zaczekajcie! - zawołał za nimi Brendan.
- Nie miej do nich pretensji Brendanie! - stanęła po ich stronie dziewczyna. - Są przerażeni spotkaniem z największym i najpodlejszym zespołem z regionu Jhnelle.
Alex odwrócił się w stronę "szajki przestępczej" i parsknął śmiechem.
- Ona mówi poważnie?
Christeensen skinęła głową.
- Oddajcie pokemony, odznaki, pieniądze i wszystko inne! - zażądała Brenda.
- To złodzieje? - wolał się upewnić Alex.
- Można ich tak nazwać.
- Salameon! Wybieram cię! - zawołał Brendan.
W powietrze poszybował pokeball. Z wnętrza kuli rozbłysło czerwone światło. Po chwili przed Alissą i Wolfbergiem zmaterializował się sporych rozmiarów jaszczur.
- Salla!
- W porządku, chcecie walki - przyznała trenerka. - Będziecie ją mieć.
- Salameon! Uderzenie ogonem! Nie możesz dopuścić do tego, aby przeszli do ataku - Brendan poinstruował pokemona.
Jaszczur zamachnął się i z całej siły uderzył w drewniany most. Cała konstrukcja zaczęła kołysać się jak statek na wzburzonym morzu. W końcu wydała z siebie ostatnie tchnienie. Po środku utworzyła się wielka wyrwa, przez którą zaczęła wlewać się woda. W tym samym momencie Alex i Alissa stracili równowagę i zniknęli, gdzieś w powiększającej się dziurze. Friday siedział i spoglądał na Salamoena. Nie miał zamiaru walczyć z nim dopóki ten nie sprowokuje go do tego jakimś nieprzemyślanym atakiem. W końcu uznał, że bezpieczniej będzie jeśli zaczeka w morzu i bez większego oporu zsunął się do powstałego w pomostku "krateru".
Jako pierwsza na powierzchnię wypłynęła Alissa. Jedną ręką chwyciła się kawałka mostu, a drugą próbowała znaleźć pokeball w plecaku. Po chwili z pomocą Friday'a wynurzył się także Alex.
- Sequel! - zawołała Alissa, rzucając na rozerwany pomost pokeball.
- Gosia! - zawołała Gooseberry.
- I to ma być Sequel? - zaśmiała się szyderczo Brenda. - Żałosne.
- Może to remake Sequela? - wtórował jej Brendan.
- Musiałam pomylić pokeballe - wytłumaczyła się trenerka. - Gooseberry! - zwróciła się do pokemona. - Atak pyłkiem paraliżującym.
Z małej agrestki wydobył się żółty proszek. Chmurka paraliżującego pyłku utworzyła kształt gwiazdki, która ze spokojem parła w stronę przeciwnika. Salameon wziął głęboki wdech i dmuchnął. Ładnie wyglądający atak Goosebarry został rozdmuchany, zaś pokemon agrest pod wpływem podmuchu wylądował w wodzie obok swojej trenerki.
- Gosia! - zaskomlała.
Owocka miała dwie możliwości - rozpłakać się, albo walczyć najpotężniejszym ze swoich ataków. Po krótkiej chwili zastanowienia wybrała drugą z możliwości. Na słodkiej twarzyczce pojawiły się rumieńce, w oczkach zagościła nienawiść równa złości Honey z lasu Ortario.
- Gocha! - wydarła się.
Nie czekając wyskoczyła z wody i wylądowała na mostku obok przeciwnika. Jaszczur zamachnął się na nią ogonem, ale agrestka zdążyła zrobić unik.
- Brendanie, nie podoba mi się ta sytuacja - stwierdziła ze stoickim spokojem Brenda.
- Myślę, że zapowiada się klasyczna porażka zła nad siłami jeszcze większego zła. Mimo to musimy uwierzyć w potęgę Salameona i szansę jedną na milion, że akurat wygra.
- Kontynuuj! - zawołał Brendan.
Salameon spróbował trafić Gooseberry jeszcze kilkakrotnie, ale chybił za każdym razem. Na jego atakach cierpiał jedynie most stanowiący arenę walki.
- To mi się nie podoba... - mruczał pod nosem Brendan.
W międzyczasie Alissa, Alex i Friday wydostali się na pomost, gdzie od dłuższej chwili trwała walka Gooseberry z Salameonem. Dziewczyna skierowała pokedex w stronę pokemona - agrestu.
- Gooseberry korzysta z ataku Wkurwienia się. Ataku używa w wyjątkowych sytuacjach, jak na przykład zranienie jej uczuć - przemówił Dexter.
Gooseberry odbiła się od ziemi i z całą siłą uderzyła przeciwnika w pysk. Salameonowi pociemniało przed oczyma. Jeszcze przez moment stał na dwóch łapach niebezpiecznie chybocząc się, aż w końcu uderzył o pomost. Kruche deski zapadły się i pod nim. Pokemon wylądował w wodzie.
- Brendanie, pora na naszą akcję ostatniej szansy! - stwierdziła członkini złego zespołu.
Brendan skierował pokeball w stronę pokonanego pokemona. Nieprzytomny Salamoen zmienił się w wiązkę czerwonego światła, a następnie zniknął w kuli.
- Masz rację! Gotowa?
- Tak!
- To w nogi! - zawołał.
I tyle ich widzieli.
- Gosia! - zawołała Gooseberry.
Jej chwilowa furia zdążyła minąć, a na okrągłej buzi znowu pojawił się radosny uśmiech.
- Fra aj aj... - stwierdził Friday.
Nie wiedział, czy bardziej przeraziła go głupota Zespołu Witamina C, czy atak Wkurwienia się w wykonaniu Gooseberry.
Alissa rzuciła wzrokiem na rozerwany most.
- No, to droga mostem odpada... - westchnęła Christeensen. - Którędy idziesz? - zwróciła się do Alexa.
- Do Townview - oznajmił, schodząc z pomostu.
- Do Townview? Zaczekaj, ale...
- Straciłem już wystarczająco dużo czasu na łowienie ryb, a potem na tych pajaców. Na razie! - powiedział na pożegnanie.
- Czyli zostaliśmy we trójkę? - westchnęła dziewczyna.
Ukucnęła nad Friday'em i pogłaskała go po łbie. Widząc jednak niezadowoloną minę Gooseberry przeniosła rękę na nią.
- Frej - przyznał szczur.
Jak na człowieka Alissa jak na człowieka wydała mu się całkiem sympatyczna. Podróż w jej towarzystwie wydawała się dla niego akceptowalna. Nie chciał zbyt długo zastanawiać się nad swoją decyzją. Pośpiesznie zaczął szturchać Alissę, wskazując na pasek z doczepionymi do niego pokeballami.
- Chwila... Chcesz, żeby cię złapała? - spytała.
- Frej - przytaknął.
Christeensen niemal od razu rzuciła pokeballem w dzikiego stworka. Pokemon zmienił się w czerwone światło i zniknął we wnętrzu kuli.
Ostatecznie Alissa zdecydowała się zawrócić do Lakeside Town, a stamtąd udać się prostą drogą do Esari, gdzie czekała kolejna arena lidera. Nie żałowała straconego czasu, bo udało jej się zdobyć nowego towarzysza podróży.
***

5 lipca rok 1984

Dla wielu mieszkańców Corella Town była to szczególna data. Założona przez Cynthię Jenness, Akademia Pokemon obchodziła swoje piąte urodziny, a absolwenci szkoły odnosili swoje pierwsze sukcesy. Dyrektorka szkoły, Rebecca Soler chwaliła się osiągnięciami Jamiego, który dotarł do grona 24 półfinalistów ligi Jhnelle oraz Christophera, który zakończył ten sam turniej z trzynastym miejscem.
Robin siedział na ławce przed szkołą. Wzrok chłopaka był tempo utkwiony w kawałku deski, który pokrywały jego rysunki. Przez te pięć lat nauki w akademii nie zdarzyła się przerwa, na której nie narysowałby czegoś na ławce. W tym momencie uświadomił sobie, że nauka w szkole dobiegła końca.
"Dwadzieścia lat i ruszam w świat" - zapisał na ławce.
- No, co tak długo... - mruknął sam do siebie.
- Przepraszam za spóźnienie - usłyszał.
Robin oderwał się od rysunku. Nad ławką pochylał się Henry.
- Awaria w domu. Musiałem... - zaczął się tłumaczyć.
- Nie spóźniłeś się - powiedział, chowając flamaster do kieszeni. - Poza tym i tak musimy czekać na grubaska - stwierdził, wstając z ławki. - Mam tylko nadzieję, że przez Danny'ego nie spóźnimy się do Poplara.
- Zdążymy - uspokoił go Henry.
- Tak? Jest za dziesięć, a my powinniśmy od kilku dobrych minut być u profesora.
Po chwili dołączył do nich Dennis Harding. Trójka chłopaków ruszyła do laboratorium położonego na obrzeżu miasta.
Posępny budynek otoczony niewysokim płotem przypominał jakąś fabrykę, a nie laboratorium. Szare ściany sprawiały wrażenie ciężkich i niedostępnych. Kontrastowały z nimi ogromne okna wpuszczające do wnętrza światło.
Chłopcy stanęli przed głównym wejściem. Dennis zadzwonił do drzwi. Zapadła cisza.
- Mówię wam - szepnął Robin. - Nie przyjmie nas. Spóźniliśmy się dwadzieścia minut.
- Czyli tyle, co studenci zwykle się spóźniają - wzruszył ramionami Henry.
Jednak towarzysze nie zrozumieli jego poczucia humoru.
- Studenci spóźniają się kwadrans, a nie dwadzieścia minut - powiedział dość poważnie Harding.
Drzwi otworzyła młoda dziewczyna. Szczupłą sylwetkę ukrywała pod białym kitlem. Blond włosy spinała w niechlujną kitkę. Kilka kosmyków opadało na policzki, z których co jakiś czas je odgarniała.
Robin kojarzył dziewczynę ze szkoły. Była jedną z pierwszoklasistów, którzy rozpoczynali praktyki w laboratorium profesora Poplara.
- Cześć - zaczął niepewnie Robin. - Jesteśmy umówieni z profesorem.
- Tak, wejdźcie - zaprosiła ich do środka.
- Chodzisz do naszej szkoły, prawda? - zaczął Henry. - Jestem Henry Daniels - przedstawił się.
Dziewczyna podała mu rękę i odwzajemniła się własnym imieniem i nazwiskiem:
- Betty Welborn.
Przyszli trenerzy ruszyli w ślad za praktykantką do pokoju "głównego". Przy biurku siedział profesor Cornelius Poplar. Nieco dłuższe, siwe włosy zaczesywał do tyłu, odsłaniając tym samym wysokie czoło. Sprawiał wrażenie osoby zamkniętej w sobie i niezadowolonej. Jego asystenci uważali, że była to wina rysów twarzy oraz kości policzkowych, które odstawały. Ubierał się elegancko, ale nigdy służbowo. Biały kitel zakładał tylko na wyjątkowe okazje, jak na przykład wizyta dyrektorki Akademii Pokemon, czy goście z innych instytutów badawczych. Na co dzień zakładał białą koszulę, krawat i czarną marynarkę, która współgrała z kolorem spodni.
- Profesorze... - zaczęła Betty.
Staruszek oderwał się od notatek obdarowując mroźnym spojrzeniem trójkę trenerów.
Dennis poczuł się nieswojo. Nie wiedział, czy naukowiec budzi w nim większy respekt i szacunek, czy strach.
- Ci panowie chcieli się spotkać z profesorem - powiedziała Betty.
Po tych słowach wyszła.
- Teraz? - spytał. - Nie, umawialiśmy się na spotkanie trzydzieści minut temu. Spóźniliście się. Żegnam - powiedział stanowczo.
- Przepraszamy - zaczął Robin. - Bo pracujemy jeszcze w zakładzie stolarskim u ojca kolegi - wskazał na Henry'ego. - Nie chciał nas zwolnić i...
Henry i Dennis westchnęli z ulgą. Robin był wygadany i zawsze potrafił obrócić sytuację na swoją korzyść. Nawet, jeśli w grę wchodziło kłamstwo.
- Nieważne - przerwał mu Cornelius. - Miejmy to już za sobą - powiedział, wstając od biurka.
Chłopcy ruszyli szybkim krokiem za Poplarem do bocznego pokoju. Był to salon, w którym pracowali jego asystenci oraz praktykanci. Na środku pokoju znajdował się stół, na którym grzecznie siedziały Koli, Bunny i Sequel.
- Panie Hammond - Poplar zwrócił się do swojego asystenta.
- Tak?
- Czy pokemony "starterowe" - użył dziwacznego określenia, które wywołało uśmiech na twarzy Henry'ego - są już przygotowane do odbioru?
- Tak - odparł pan Hammond.
Szybkim ruchem sięgnął po notatki leżące na stole, a następnie ogłosił:
- Koli. Pokemon trawiasty zarezerwowany dla Henryego Danielsa. Ognisty zajączek, Bunny dla Dennisa, a Sequel dla Robina.
Ceremonia rozdania pokemonów była niezwykle krótka. Nowi trenerzy nie zdążyli nawet odebrać pokedexów, gdy do pomieszczenia weszła Betty z aparatem fotograficznym.
- Możecie stanąć wszyscy razem? - zaproponowała. - Zrobię wam zdjęcie pamiątkowe.
W ten sposób powstała fotografia, którą za kilkanaście lat w piwnicy pana Snubulla miała odnaleźć Carrie Allen.
Dennis i Robin opuścili laboratorium w towarzystwie swoich nowych podopiecznych. Stali przed bramą i rozmawiali o jutrzejszym wyjeździe z Corella Town. Henry jeszcze chwilę zwlekał z opuszczeniem laboratorium.
W końcu opanował zakłopotanie i zwrócił się do Betty:
- Spotkamy się jeszcze? - spytał.
- Jasne- odparła z uśmiechem.

niedziela, 24 marca 2013

Kia


UWAGA! SPOILERY! 

Kia
Miasto Black Moon Island
Profesja Pielęgniarka
Debiut Novan City (I)
Wiek 16
Krewni
  • rodzice
  • młodszy brat
Osiągnięcia ?
Wzór Iris

Charakterystyka Kii
Czarnoskóra dziewczyna pochodząca z wyspy Black Moon. Po ukończeniu Akademii Pokemon zdecydowała się na pracę pielęgniarki w centrum. Jednak nim otrzyma pod opiekę własne centrum pokemon musi przejść roczny staż w innych placówkach pod okiem sióstr Joy. Kia jest bardzo głośna i często mówi o jedno słowo za dużo, czym niejednokrotnie naraża się swoim przełożonym. Pierwszy raz Kyle spotyka ją podczas praktyk w Novan City.

Pokemony
- które ma przy sobie:
TeslaPokemon nie służy do walki. Jest asystentką pomagającą w pracy pielęgniarki.
- które posiadała tymczasowo lub nieoficjalnie:
BekPostanawia jej pomóc powstrzymać Zespół Witamina C


Historia pojedynków

 Pojedynki Jima
 Przeciwnik  Użyte pokemony Rezultat Wynik Nagroda Rozdział
 Przyjmujący Wyzywający
Britanny
Tesla, Bek Wygrana 1-0 Uratowanie miasta 31

sobota, 23 marca 2013

Charlie Stacey


UWAGA! SPOILERY! 

Charlie Stacey
Miasto Corella Town
Profesja Koordynator
Debiut Witaj w Corella Town
Wiek 16
Krewni
  • Susan (matka)
  • ojciec
Osiągnięcia
  • top 3 konkursu koordynatorów
Wzór Todd Snap

Charakterystyka Charliego
Najlepszy przyjaciel Kyle'a. Pomimo ukończenia Akademii Pokemon nie chce wiązać swojej przyszłości z kieszonkowymi stworami. Jego marzeniem jest założenie fabryki kostek do gier planszowych. Zwykle przyjmuje wszystko ze spokojem. Po otrzymaniu od profesora Bordobeara decyduje się wziąć udział w konkursie koordynatorów, w którym ostatecznie zajmuje 3 miejsce.

Pokemony
- które ma pryz sobie
WildbearEwolucja Bordobear. Nieposłuszny.
- które ewoluowały, wypuścił, lub wymienił
BordobearCiągle niewyspany niedźwiadek, którego otrzymuje od profesora Hardinga.

Historia pojedynków

 Pojedynki Charliego
 Przeciwnik Użyte pokemony Rezultat Wynik Nagroda Rozdział
 Przyjmujący Wyzywający

Melinda Bordobear Anulowany - - 18
Crystal Bordobear Nieznany - top 8 konkursu koordynatorów 20
Sylvia Bordobear Wygrana - top 4 konkursu koordynatorów 28
Alexis Wildbear Wygrana - 3 miejsce w konkursie koordynatorskim 42