czwartek, 28 marca 2013

Rozdział 13: Wspólne korzyści

Pierwsze promienie wschodzącego słońca obudziły mieszkańców Esari City. Na pobliskiej budowie rozległy się odgłosy informujące o rozpoczęciu pracy. Z piekarni rozszedł się zapach świeżego pieczywa, który wabił amatorów ciepłego chleba i pączków będących specjalnością piekarza. Mimo chłodnego poranka kolejne części miasta budziły się do życia. Około siódmej rano otwarto halę gimnastyczną. Obok trybun znajdowała się długa ława z rezerwacjami dla sędziów. Na bocznych ścianach porozwieszano zdjęcia pokemonów oraz ich trenerów.Kilka osób z ekipy sprzątającej uwijało się z ostatnimi dekoracjami. Organizatorzy pracowali całą noc, aby przystosować sportową salę na potrzeby dzisiejszego turnieju.
Ostatnie przygotowania trwały także przed budynkiem. Na drabinie przed wejściem stał mężczyzna w roboczym stroju. W jednej ręce trzymał taśmę klejącą i scyzoryk, a drugą przytrzymywał plakat przedstawiający walczące ze sobą pokemony. Nad stworkami znajdował się czarny napis: "Pierwszy etap konkursu koordynatorów", a niżej: "Zapraszamy". W końcu uporał się z zadaniem i zawiesił reklamę pokemonowego konkursu.
Jedynie jego pokemon, mały Rascal, wydawał się nie przejmować konkursem. Puchaty stworek chodził na tylnych łapkach od czasu do czasu podpierając się przednimi, mocnymi łapami. Sposobem poruszania się na myśl przywodził małpę.
- Tak może być? - spytał schodzący z drabiny mężczyzna.
- Rao - odparł znudzony Rascal.
- Chyba - pokręcił głową pan Eaves. - Chociaż... - zawahał się - wydaje mi się, że jest minimalnie krzywo.
- Ja nie wiem... - odparła siostra Joy.
Mężczyzna zatrzymał się w połowie drogi na ziemię i spytał:
- Ale krzywo? Równo? - próbował wydobyć informacje od pielęgniarki.
- Ja nie wiem... - wzruszyła ramionami. - Czcionka brzydka - dodała.
- Czy widzi pani jak wisi ten plakat? - spróbował raz jeszcze.
- Tak - odparła zdecydowanie.
- Czyli? Równo jest?
- Ja nie wiem... - odparła zirytowana.
Siostra Joy wiedziała, że plakat wisi krzywo. Nie lubiła jednak narzucać innym swojego zdania i wolała pozostawać obojętna.
Seth zszedł z drabiny, aby rzucić okiem na plakat. Wydawał mu się równo zawieszony. Po chwili do grupki zawieszającej plakat dołączyła szesnastoletnia dziewczyna.
Nastolatka przez moment wpatrywała się w plakat, po czym stwierdziła:
- Spoko, może być.
- To na dzisiaj fajrant - westchnął Seth.
- Siostro Joy - przypomniała sobie dziewczyna. - Dzwonił jakiś pan w sprawie zamówienia na lekarstwa dla pokemonów. Oddzwoni potem. Zamówić?
- Ja nie wiem...
- A kto ma wiedzieć? - odburknęła.
- Nie wiem... Ty... Daj mi spokój, bo ja nic nie wiem - powiedziała, odchodząc.
- To się nazywa spaść z deszczu pod rynnę - stwierdziła asystentka Joy.
- Mogło być gorzej - zaśmiał się pan Eaves, po czym wrócił do pracy.
- E, nie mogło - mruknęła niezadowolona.
***

W Centrum Pokemon w Esari City było zawsze czysto. I to była jedyna dobra rzecz jaką można było o nim powiedzieć. Poza higieną nie działało nic. Siostra Joy, której wszystko było obojętne nie leczyła pokemonów, bo jak twierdziła: "ona nie umie", nie dawała noclegów trenerom, bo nie wiedziała gdzie, nie udzielała informacji ponieważ nic nie wiedziała. Kia, która po trzech miesiącach walki w z przełożoną w centrum w Novan City odetchnęła z ulgą, gdy dowiedziała się o swoim przeniesieniu. Jej początkowy entuzjazm minął z momentem, w którym poznała siostrę Joy z Esari City. Jedynym obowiązkiem z jakiego wywiązywała się Joy było sprzątanie. Każdego dnia przed otwarciem centrum odkurzała, myła okna, podłogi, ścierała kurze i parzyła herbatę.
Z daleka centrum wydawało się przeciętne. Był to niewysoki budynek, do którego wejścia broniły drewniane figurki ognistych pokemonów. Jimmy zatrzymał się przed figurką Bunny'ego i postukał w nią.
- Drewno - stwierdził po odgłosie.
- Wspaniale, a teraz chodź - ponaglił go brat.
Młodszy z Danielsów przyśpieszył kroku. Kyle pchnął ogromne drzwi i przepuścił przodem brata.
- Ał... - rozległ się pisk Jimmy'ego.
Kyle raz jeszcze spojrzał na napis na drzwiach: "Uwaga! Mokra podłoga".
- Uważaj, młody! - rozległ się krzyk. Po chwili przebił go jeszcze większy wrzask: - Kyle!
Przed chłopcami stała szesnastoletnia dziewczyna.
- Kia? - zdziwił się starszy z braci. - Co ty tutaj robisz?
- Praktyki - westchnęła. - Muszę je odbyć w kilku centrach.
- I jak? - spytał, podchodząc do niej.
- Narzekałam na Joy z Novan, ale tu jest znacznie gorzej - rozgadała się. - Tam, co prawda musiałam sprzątać łazienki, a tu dla odmiany muszę robić wszystko. Idzie - dodała, kierując spojrzenie na zmierzającą w ich stronę Joy.
Pielęgniarka przeszła nie zwracając uwagi na leżącego na podłodze chłopca.
- Chciałbym... - zaczął Kyle.
- Nie do mnie - mruknęła pod nosem. - Ja nic nie umiem. Niech Kia ci pomoże - odparła.
- A nie mówiłam? Wszystko ja!
Daniels przerzucił błagalne spojrzenie na Kię. Ta tylko pokręciła głową.
- Daj pokeballe. Sprawdzę jak się czują twoje pokemony - powiedziała.
Ze zdziwieniem odebrała kule i spytała z ciekawości:
- Tylko trzy?
- A na ile liczyłaś?
- No... Mamy prawie koniec wakacji. Jeden miesięcznie? Dwie godziny temu był tu Josh. W pokedexie ma zaklepane jedenaście pozycji - wyjaśniła.
- Jedenaście? - powtórzył Jim. - Złapanych? Przy Joshu wypadasz blado - skomentował osiągnięcia brata.
- Odwal się - uciszył go.
- A odznaki? - dopytywała się z ciekawości Kia. - Josh wyszedł właśnie po trzecią.
- Też się po nią wybieram - mruknął Kyle. - Możesz mi coś powiedzieć o tutejszym liderze? - zmienił temat.
- Seth Bouswell - podała jego imię i nazwisko. - Jest najprzystojniejszym z liderów jaki chodzi po ziemi. Ma trzydzieści dwa lata i jest spod znaku strzelca. Ponadto jest zabójczo przystojny. Fajny, inteligentny, przystojny, dowcipny. Gdyby on był młodszy, a ja mądrzejsza to wióry by leciały - rozmarzyła się.
Danielsowie przypatrywali się przez moment Kii, której nieobecny wzrok powrócił dopiero po chwili.
- O czymś zapomniałam?
Typ, strategia...- pomyślał Kyle, po czym odparł:
- Nie. Wiem już wszystko.
- I jest dobrym organizatorem - dodała po chwili zastanowienia. - Ja i Joy pomagamy mu w przygotowaniach do konkursu koordynatorskiego.
- Konkursu? - zaciekawił się Jimmy.
- Prezentacje pokemonów, walki i takie tam bzdety - wyjaśnił mu pokrótce brat.
- Mogę się zapisać? - rzucił bez namysłu Jimmy.
- Jasne. Brakuje nam jeszcze kilku półfinalistów, a więc każde zgłoszenie jest mile widziane.
- Dzięki, Kia! Jesteś fajniejsza...
- Niż mój brat - dokończył zdanie Kyle. - To nawet dobry pomysł. Ty zajmij się Jimem, a ja w międzyczasie wyzwę na pojedynek lidera, a potem spotkamy się na arenie konkursów - wyjaśnił swój plan.
Domyślał się, że konkursy odbywają się w przystrojonym budynku, który mijali rano.
***

Arena lidera znajdowała się w centrum miasta. Przechodząc obok rzędu budynków trudno było stwierdzić, że pomiędzy dwiema kamienicami znajduje się sala, gdzie wyzwania przyjmuje Seth Bouswell. Mimo to Kyle znalazł miejsce bez większych problemów w przeciwieństwie do Josha, który błądził dłuższą chwilę.
- No, to jestem - westchnął.
Mimo że był to już trzeci lider Danielsowi nadal towarzyszyła trema początkującego. Przed wejściem wyjął obrączkę i ucałował ją. Drzwi areny otworzyły się. Z wnętrza budynku wyszły dwie osoby Josh i dobrze zbudowany mężczyzna. Tuż za nieznajomym podążał mały Rascal. Allen wyglądał inaczej niż zwykle. Jego ponura twarz przepełniona była niepokojem i zdenerwowaniem. Kyle niechętnie ruszył w ich stronę.
- Chcę z tobą walczyć - oświadczył Josh.
- Za miesiąc - odparł Seth.
- Za długo. Nie można tego przyśpieszyć?
- Znasz regulamin turnieju? "W razie przegranej z liderem... - zaczął cytować zasady - ...trener ma prawo wyzwać go po raz drugi, ale nie może uczynić tego wcześniej niż za trzydzieści dni od terminu ostatniej walki".
Zasada miała na celu wyeliminowanie słabszych trenerów lub przynajmniej opóźnienie ich podróży. Kyle nie rozumiał sensu tej zasady, ale niespecjalnie się tym przejmował. Większość zasad ligi Jhnelle wydawała mu się absurdalna, idiotyczna, albo kretyńska.
- Nie mogę tyle czekać. Lada moment kończą się wakacje - upierał się trener.
- Trudno.
- Ale... Teraz mam strategię.
Seth wybuchnął śmiechem.
- To znaczy, że wcześniej nie miałeś?
- Miałem, ale nie odpowiednią - zaczął się gubić.
- Cześć - przywitał się Kyle.
Josh pokrył się rumieńcem.
Nie wyobrażał sobie nic bardziej upokarzającego jak przyznanie się do porażki przy znajomym z Corella Town. Oczyma wyobraźni widział szyderczy uśmiech Kyle'a z powodu jego przegranej.
- Chciałem cię wyzwać na walkę - oznajmił Kyle.
- Nie widzisz, że teraz ja rozmawiam z liderem? - warknął Josh.
- My już skończyliśmy rozmowę. Do zobaczenia za miesiąc - odparł Seth. - A ciebie zapraszam do środka.
- Powodzenia - powiedział nieszczerze Josh, odchodząc od drzwi.
- Wzajemnie.
- Znacie się? - spytał Seth.
- Tak - skinął głową Daniels. - Chodziliśmy do jednej klasy.
Bouswell zamyślił się, po czym oznajmił:
- Proponuję umowę - zwrócił się do Josha. - Dostaniesz drugą szansę, ale pod warunkiem, że nauczysz dowolnego pokemona swojego kolegi ataku elektrycznego łańcucha.
- Przecież powiedziałeś, że ten atak to słaby punkt twoich pokemonów - zdziwił się Allen. - To tak jakbym miał podarować mu odznakę.
- Mogłeś użyć tego ataku podczas walki, a ty co zrobiłeś? Zachowywałeś się jakbyś walczył z pierwszym lepszym trenerem, a nie doświadczonym liderem. Zlekceważyłeś mnie i tyle. Z resztą twój wybór. Pójdziesz na ustępstwo to dostaniesz szansę, albo czekaj miesiąc.
- Zgoda - mruknął. - Nauczę.
- A co jak ja się nie zgodzę? - sprzeciwił się Kyle.
Josh wziął głęboki wdech.
- To obaj spotkamy się tutaj za miesiąc. Jeżeli ja sobie nie poradziłem to ty nie masz czego tam szukać - wyjaśnił.
- A skąd ty możesz to wiedzieć?
- Bo mimo wszystko jestem trochę lepszy. Mówię szczerze... Seth jest trudnym przeciwnikiem. Daj sobie pomóc i... - wziął wydech - pomóż mi.
Daniels zgodził się.
***

Kyle i Josh wrócili do centrum. Budynek stał pusty. Wszyscy trenerzy byli na otwarciu konkursu koordynatorów. Jedynie Joy zajmowała miejsce w recepcji. Kyle rzucił plecak na ziemię i usiadł na ławce.
- Najpierw sprawdźmy jaki z twoich pokemonów może nauczyć się elektrycznego łańcucha. Co masz? - spytał Josh.
- Koli, Hawk i Rathvil - wymienił.
- W takim razie Rathvil - zadecydował, po czym wyjął swoje pokeballe. - Wychodźcie wszyscy - dodał wyrzucając kule w powietrze.
Przed chłopcami zmaterializowały się cztery pokemony: Rabbit, Ringrock, Cas i Biri, który zemdlał na widok duszka.
- Twój Bunny ewoluował? - ożywił się Kyle.
Josh skinął głową.
- Po drodze do Esari wyzwałem jeszcze kilku trenerów i mamy efekt.
Rabbit był znacznie większym i lepiej zbudowanym pokemonem od swojej poprzedniej formy. Plecy i długie uszy pokemona zdobiły wesoło tańczące płomienie. Jednak największe wrażenie robiły duże wesołe oczy królika.
- Rabbit - przemówił wielki mistrz D. - Jest o wiele lepszym pokemonem, niż wszystkie twoje razem wzięte i w lidze Josh bez... - nim zdążył skończyć znalazł się w plecaku Danielsa.
- Twój pokedex jest jakiś dziwny.
- Matka profesora zalała go kawą - wyjaśnił. - To chyba nadmierna ilość kofeiny tak na niego wpłynęła.
- Dlatego nie ruszam kawy - oznajmił Josh.
- Masz także Biriego...- zmienił temat Kyle. Podniósł stworka i dodał - albo raczej miałeś.
- On żyje. To nie zawał. On tylko zemdlał. Udało mi się wypracować u niego jakąś odporność na zawały serca - spróbował jakoś nazwać umiejętność Biriego.
- Fajnie.
- Nie bardzo. Przy wypuszczeniu z pokeballa mdleje, albo ma stan przed zawałowy - wyjaśnił.
- Biri! - ocknął się pokemon, aby po chwili znowu stracić świadomość na widok obcego trenera.
Kyle wyjął granatowo-białą kulę i potoczył ją po ziemi. Z wnętrza greatballa wyłonił się szczur.
- Hh! - powiedział krótko na widok innych pokemonów.
- Rathvil, dzisiaj nauczymy się nowego ataku.
- Hrah!
- Wiem, że lubisz atak suszeniem zębów, ale nim raczej świata nie zawojujemy - wyjaśnił trener.
- Hh! - szczur nie przyjmował tego do wiadomości.
- Jak nauczyć pokemona ataku?
- Nie mam pojęcia... - przyznał Josh.
- Myślałem, że ty wszystko wiesz.
- Też byś wiedział chodząc na lekcje.
- Punkt dla ciebie. To co robimy? - spytał Kyle.
- Pokemony powinny przyswajać ataki i umiejętności. Typ normalny ma zdolność poznawania ataków innych gatunków. Może niech spróbuje powtórzyć atak po Rabbitcie?
Trenerzy oraz ich pokemony wyszli przed Centrum Pokemon, gdzie było znacznie więcej miejsca na trening.
Rabbit odbił się od ziemi. Zrobił salto w powietrzu, po czym wylądował kilka metrów dalej. Przez przednią łapę przeszła energia elektryczna. W momencie uderzenia nią o ziemię prąd rozszedł się wokoło królika.
- Proste - skomentował Allen.
- Aha - pokiwał głową Kyle. - Rathvil... To nic trudnego. Twoja kolej.
- Hah! - odparł szczur.
Mimo wszystko wolał pozostać przy ataku suszenia zębów, który wydawał mu się bezpieczniejszy i prostszy w wykonywaniu. Po próbach wielu próbach nakłonienia Rathvila do wykonania zadania, chłopcy osiągnęli sukces. Pokemon zdecydował się zrobić przewrót (tyle że na ziemi).
- Koziołki dobrze mu wychodzą - stwierdził Kyle.
- Mógłby robić je w powietrzu - przyznał drugi z trenerów: - Zróbmy sobie przerwę - oznajmił, po czym wstał z ławki i ruszył w stronę stojącej obok budki telefonicznej. Po chwili zastanowienia wykręcił numer. Nastąpił jeden sygnał.
- Mamo, tu Josh - zaczął niepewnie.
- Josh? Słabo cię słyszę.
- Co u was? - powiedział głośniej.
- U nas? Wszystko w porządku. Carrie czuje się dobrze. A ty? Gdzie teraz jesteś?
- Dotarłem do Esari City. Powiedz coś więcej o Carrie - wrócił do siostry.
- Carrie bawi się na podwórku. Tęskni za tobą i za tatą. Wczoraj byłyśmy zapisać ją do pierwszej klasy... - mówiła smutnym głosem.
- I co myśli o szkole? Podobało jej się tam?
- Póki co tak. Powiedziała, że chce iść do Akademii Pokemon jak ty.
- Pozdrów ją ode mnie - dodał.
- Walczyłeś już z liderem? - zadała pytanie, którego się obawiał.
- Nie... - odparł niezdecydowany. - Właśnie się wybieram do niego.
- A ogólnie jak ci tam idzie?
- Dobrze. Mam dobry skład, dużo trenuję. Większość złapanych pokemonów odsyłam do laboratorium profesora. Możecie iść z Carrie obejrzeć je. Będę już kończył. Cześć.
- Pa.
Odłożył słuchawkę i odetchnął.
- Na co się patrzysz? - warknął, zauważając spoglądającego na niego Kyle'a.
- Nie myślałem, że ty potrafisz kłamać. Nie przyznałeś się, że miałeś już walkę z Sethem.
- Nie wtrącaj się. To, o czym rozmawiam z moją mamą jest wyłącznie moją sprawą - oświadczył.
- Twoja siostra jest na coś chora, prawda? - zignorował wcześniejsze słowa Allena. Na jego pytający wzrok odparł: - Mój brat jest w z nią w grupie przedszkolnej i stąd wiem. To przez nią?
- Nie wiesz o co chodzi, więc nie wtrącaj się w nie swoje sprawy - usłyszał.
- No, jasne... Nie moje, ale to ty udajesz doskonałego, obojętnego na wszystko trenera, a boisz się przyznać, że przegrałeś walkę. Wielkie mi co! Przegrałeś. Zdarza się.
- Wiem - odparł podniesionym głosem. - Ale one nie muszą o tym wiedzieć. Jak chcesz to się przyznawaj do przegranych i wmawiaj sobie, że mimo to jesteś świetny, ale ja tak nie potrafię. Wyznaczam sobie cel i idę do niego, a celem jest zdrowie mojej siostry - mówił ze złością. - Jest poważnie chora, a leczenie jest drogie. Zwycięstwo w lidze Jhnelle to forsa na jej lekarstwa. Nie mam czasu na bawienie się i przegrywanie. Mam dość takich jak ty - skończył spokojniejszym głosem.
- Znaczy jakich? Szczerość za szczerość.
- Pracowałem całe trzy lata, aby zostać zauważonym i wybranym przez Hardinga, a ty? Połowę zajęć opuściłeś, a drugą połowę przespałeś. Nie wmawiaj mi, że na wybór ciebie jako trenera nie miała wpływu pozycja twojego ojca - warknął.
- Mój tata pracował na to kim dzisiaj jest równie ciężko jeśli nie ciężej, od tego jak tobie się wydaje, że pracujesz - oświadczył. - To przykład człowieka, który robi wszystko dla rodziny. I dzięki niemu jestem tutaj. Nawet jeżeli nie znoszę treningu to cieszę się, że może być ze mnie dumny, a więc zamknij mordę i waż na słowa.
W tej samej chwili Rathvil wykonał obrót w powietrzu. Jego ogon pokrył się złotą poświatą. Uderzając w ziemię na boki rozprysły iskry. Kilka Birich siedzących na drzewie umarło z przerażenia.
- Rathvil! To jest elektryczny łańcuch?! - zawołał zaskoczony trener.
Josh przytaknął.
- Nauczyłeś go! Teraz, wystarczy, że zaprezentujemy atak przed Sethem.
- Nie, jeszcze nie. Rathvil musi dopracować atak - stwierdził.- Zabierajmy się do pracy.
Dwie godziny i trzy Biri później, Rathvil opanował atak elektrycznym łańcuchem do perfekcji. Przez moment Allen miał dziwne odczucie, że szczur włada nim znacznie lepiej od Rabbita. Szybko odgonił od siebie myśl.
- Brawo! - rozbrzmiały oklaski.
Z budynku centrum wyszedł Seth.
- Byłeś tu cały czas? - zaniepokoił się Josh.
- Cały nie... Może z trzydzieści minut? Wywiązałeś się z umowy. Mogę przyjąć twoje wyzwanie - oznajmił. - Kyle - zwrócił się do drugiego z chłopaków - ty będziesz sędziował.
Daniels przytaknął.
- Rabbit - Josh skinął głową na stworka.
Królik wyszedł przed trenera. Seth wyjął zza pasa pokeball i rzucił przed siebie.
- Volcano, wybieram cię!
Przed Rabbitem pojawił się stwór przypominający kształtem górę. Z czubka pryskała czerwona ciecz.
- Volcano - powiedział mistrz. - Pokemon wulkan.
- Co dalej?
- Nie wiem więcej - mruknął zirytowany. - Jak chcesz to mogę podać przepis na naleśniki- zaproponował.
- Nie, to nie jest konieczne - powiedział, chowając pokedex.
- Rabbit - zaczął Josh. - Naszą przewagą jest prędkość. Wykorzystaj to!
- Wymioty lawą - wydał rozkaz lider.
Z wnętrza Volcano wystrzeliło kilkanaście ognistych kul. Poszybowały w niebo, aby po chwili zacząć spadać na ziemię. Rabbit wyminął wszystkie.
- Volcano jest połączeniem typów ognistego i kamiennego. Atak elektrycznym łańcuchem nie poskutkuje... - zaczął kalkulować Allen. - Spróbuj, kopania.
Królik kilkakrotnie uderzył w twardego przeciwnika, ale ciosy nie zrobiły na nim wrażenia.
- Myślałem, że jesteś bardziej domyślny - przewrócił oczyma Seth.
- Elektryczny łańcuch? Nie... - odrzucił możliwość zastosowania ataku. - Rabbit, biegnij w stronę Volcano!
Pokemon wulkan zaatakował eksplozją. Słup czerwonej lawy wystrzelił w powietrze. W tym samym momencie Rabbit odbił się od ziemi i znalazł się na wysokości ognistej fontanny.
- Ognisty atak! - rzucił polecenie Josh.
 Królik wypluł z pyszczka ogromny płomień, który objął całego Volcano.
- Dobrze... - pochwalił go Josh.  - Teraz użyj elektrycznego łańcucha.
Królik wybił się wysoko w powietrze. Niczym rozpędzona kometa zaczął spadać wprost na przeciwnika. W końcu wylądował na Vulcano wydzielając z siebie energię elektryczną. Pokemon lidera nie miał sił na odparcie drugiego ataku.
 - Sprytne. Jeden atak osłabia, a drugi wykańcza. Bezpieczna i skuteczna taktyka - sędzia określił sposób walki. - Volcano jest niezdolny do walki. Zwycięzcą pojedynku zostaje Rabbit.
- Udało się - odetchnął z ulgą Josh.
- Gratuluję. Odznaka Lawy jest twoja - oznajmił Seth. - To był całkiem dobry mecz.
Przed zachodem słońca Josh opuszczał Esari City. W dłoni ściskał odznakę, którą zdobył w dzisiejszej walce. Pojedynek, który stoczył w Esari przebiegał inaczej od wcześniejszych walk. Nie umiał wyjaśnić, na czym polegała różnica, ale czuł, że po dzisiejszym dniu wiele rzeczy w jego treningu uległo zmianom. Nie zmienił się wyłącznie cel podróży.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz